Dlaczego na Kubie są stare samochody - zdjęcie główne

Dlaczego na Kubie są stare samochody?

Zaktualizowane:
|
Photo of author
Alan

Na tej stronie znajdziesz oferty sponsorowane, a także wyszukiwarkę wczasów od naszego partnera - Wakacje.pl.

Kuba to jedno z tych miejsc, gdzie cofnięcie się w czasie nie wymaga wehikułu. Wystarczy przejść się ulicami Hawany, by poczuć się jak w latach 50.

Klasyczne amerykańskie krążowniki szos suną leniwie obok kolorowych kamienic, a chromowane błotniki błyszczą w karaibskim słońcu. Ale dlaczego na Kubie są stare samochody? Czy to kwestia stylu, sentymentu czy może konieczności?

Odpowiedź, jak zwykle na Kubie, jest trochę bardziej skomplikowana.

To nie tak, że Kubańczycy nie lubią nowoczesnych aut. Oni po prostu… nie mogą ich kupować. A przynajmniej nie w taki sposób, jak my. Historia tych oldschoolowych pojazdów to opowieść o polityce, embargu i niesamowitej kreatywności mieszkańców wyspy.

No to co? Zapinaj pasy i wsiadaj, bo zabieramy Cię na przejażdżkę po kubańskich drogach pełnych czterokołowej historii!

Na szybko: dlaczego na kubie są stare samochody?

  • 🔹 Embargo USA: po rewolucji 1959 roku Kuba została odcięta od importu nowych samochodów i części zamiennych.
  • 🔹 Radzieckie zastępstwo: pojawiły się Łady, Moskwicze i Wołgi, ale nigdy nie zdobyły takiej sympatii jak klasyczne Chevrolety i Cadillaki.
  • 🔹 Kubańska kreatywność: mechanicy przerabiają auta na silniki z traktorów, a części dorabiają z lodówek i wszystkiego, co się da.
  • 🔹 Nowe auta? Kosmos cenowy – przeciętny Kubańczyk nie może sobie pozwolić na nowoczesne auto, bo ceny są absurdalne (np. Peugeot 508 za 262 tys. dolarów!).
  • 🔹 Turystyka i biznes: klasyczne kabriolety stały się atrakcją i źródłem dochodu, wożąc turystów po Hawanie.

Zapraszamy na dużo obszerniejsze info w dalszej części artykułu.

Rewolucja i blokada czyli jak USA odcięło Kubę od nowych aut?

Jeśli zastanawiasz się, dlaczego na Kubie są stare samochody, to odpowiedź znajdziesz w polityce. A konkretniej w zimnej wojnie, rewolucji i amerykańskim embargu, które zamroziło kubańską motoryzację na dobre kilkadziesiąt lat.

Gdyby nie konflikt z USA, po Hawanie jeździłyby pewnie Toyoty i Fordy, a tak mamy Chevrolet Bel Air z 1957 roku i Buicka, który widział więcej niż niejeden emeryt.

Historia konfliktu USA-Kuba i jego wpływ na motoryzację

W latach 50. Kuba była jednym z największych importerów amerykańskich samochodów w całej Ameryce Łacińskiej.

Na ulicach królowały luksusowe krążowniki szos, takie jak Cadillaki, Fordy, Buicki i Chevrolety. Kubańczycy uwielbiali amerykański styl, a bogaci biznesmeni sprowadzali najnowsze modele prosto z Detroit.

Wszystko zmieniło się w 1959 roku, kiedy Fidel Castro obalił rządy Batisty i ogłosił Kubę państwem socjalistycznym. Nie minęło dużo czasu, a relacje z USA zaczęły się sypać szybciej niż zawieszenie w starym Plymouthie.

Amerykanie nałożyli sankcje gospodarcze, a w 1962 roku John F. Kennedy wprowadził pełne embargo, które całkowicie odcięło Kubę od amerykańskich dóbr.

W tym oczywiście od samochodów i części zamiennych.

Jak embargo wpłynęło na import samochodów?

Kubańczycy stanęli przed trudnym wyborem: jeździć tym, co już mają, albo nie jeździć wcale? Ponieważ nikt nie zamierzał rezygnować z czterech kółek, zaczęła się prawdziwa era motoryzacyjnej kreatywności.

Władze Kuby co prawda zaczęły sprowadzać auta z ZSRR i innych krajów bloku wschodniego, ale radzieckie Łady i Moskwicze nigdy nie zyskały takiej miłości jak wielkie amerykańskie.

Przez dekady embargo oznaczało jedno: jeśli coś się zepsuje, nie można po prostu pójść do sklepu i kupić nową część. Trzeba kombinować.

Dlatego dzisiaj wiele kubańskich samochodów ma pod maską części z radzieckich ciężarówek, a niektóre zamiast oryginalnego silnika V8 działają na silniku Diesla pochodzącym… z traktora. Serio.

Dlaczego na Kubie są stare samochody? Bo po prostu nie ma nowych! A te, które są, to już nie pojazdy, a dzieła sztuki mechanicznej. Naprawiane, przerabiane i dopieszczane przez lata, stały się nie tylko środkami transportu, ale symbolem kubańskiego uporu i pomysłowości.

Blokada trwa do dziś, choć od czasu do czasu władze nieco luzują przepisy dotyczące importu aut.

Ale ceny nowych samochodów są kosmiczne… średni Kubańczyk musiałby odkładać pieniądze przez kilka żyć, żeby sobie na taki pozwolić. Więc co robią? Nadal kochają swoje stare fury i dbają o nie lepiej niż o niejedną rewolucję.

A my, jako turyści, możemy się cieszyć tym unikalnym motoryzacyjnym muzeum na żywo. Bo nigdzie indziej na świecie nie zobaczysz tylu kolorowych Chevroletów, Buików i Plymouthów, które wciąż mają się lepiej niż niejedna nowa Skoda!

Radzieckie wpływy i brak dostępu do nowych modeli

Jeśli myślisz, że „dlaczego na Kubie są stare samochody” oznacza tylko amerykańskie krążowniki szos, to czas spojrzeć na drugą stronę kubańskiej motoryzacji. A mianowicie sowieckie dzieła inżynierii.

Gdy USA odwróciło się plecami, Kuba zwróciła się w stronę ZSRR. A co dostali w zamian? Łady, Moskwicze i Wołgi, które do dziś snują się po kubańskich drogach, choć nie mają już tej samej legendy co kolorowe Cadillaki.

Łady, Wołgi i Moskwicze (alternatywa dla amerykańskich klasyków)

Po rewolucji rząd Kuby potrzebował nowych samochodów, a że zakupy w USA były niemożliwe, jedyną opcją stały się dostawy z ZSRR i innych krajów bloku wschodniego.

I tak na ulice Kuby wjechały Łady, Wołgi, Moskwicze, a nawet Polonezy. Choć daleko im do stylu i klasy amerykańskich wozów, były tanie, proste w naprawie i… dostępne.

Oczywiście nie dla wszystkich, ponieważ większość Kubańczyków mogła tylko pomarzyć o własnym aucie. Samochody przyznawano głównie partyjnym urzędnikom, lekarzom czy kierowcom taksówek.

Łady były solidne, ale nie miały w sobie tej elegancji, którą kochali Kubańczycy.

Nic więc dziwnego, że nawet dziś, kiedy muszą wybierać między wypieszczonym Chevroletem z lat 50. a wiecznie psującym się Moskwiczem, większość wybiera pierwszą opcję. Nawet jeśli wymaga to niekończących się napraw i kombinowania z częściami zamiennymi.

Dlaczego na Kubie nie ma nowoczesnych aut z Zachodu?

Nawet po upadku ZSRR, kiedy Kuba teoretycznie mogła zacząć handlować z innymi krajami, na ulicach nie pojawił się nagle wysyp nowych modeli Toyoty czy Volkswagena. Powód?

Ceny, regulacje i brak swobodnego importu. Samochody na Kubie to towar luksusowy, a nowe auta są absurdalnie drogie, głównie przez rządowe podatki i marże.

Na przykład w 2014 roku kubańskie władze „uwolniły” rynek i pozwoliły na sprzedaż nowych samochodów… ale w takich cenach, że nikt normalny nie był w stanie sobie na nie pozwolić. Przykład?

Nowy Peugeot 508 kosztował wówczas na Kubie równowartość 262 000 dolarów! Tak, dobrze czytasz. Auto, które w Europie można było kupić za 40-50 tysięcy, na Kubie było droższe od luksusowego Ferrari. W efekcie sprzedaż nowych aut niemal nie istnieje, bo kogo na nie stać?

W ostatnich latach na ulicach Kuby pojawiło się trochę chińskich samochodów głównie elektrycznych taksówek i autobusów, które rząd sprowadził, żeby rozładować transportowy chaos.

Ale nadal to te stare, naprawiane i wielokrotnie przerabiane klasyki królują na drogach. Bo choć nowe auta byłyby wygodniejsze, to te stare mają duszę i Kubańczycy dobrze o tym wiedzą.

Więc kiedy ktoś pyta dlaczego na Kubie są stare samochody? Odpowiedź jest prosta: bo są nie tylko koniecznością, ale i symbolem. Przetrwały blokadę, kryzysy i lata eksploatacji, a mimo to wciąż jeżdżą… trochę jak sama Kuba, która zawsze znajdzie sposób, by jakoś dać radę.

Kreatywność Kubańczyków – jak utrzymują auta przy życiu?

Jeśli myślisz, że warsztat mechaniczny to miejsce, gdzie wymienia się części na nowe, to na Kubie poznasz zupełnie nową definicję naprawy. Bo dlaczego na Kubie są stare samochody to jedno, ale jak one wciąż jeżdżą – to dopiero magia!

W kraju, gdzie oryginalne części zamienne to towar deficytowy, mechanicy to prawdziwi artyści, a ich warsztaty to laboratoria inżynieryjnych cudów. I nie ma tu przesady, bo jeśli potrzeba silnika, wezmą go z traktora. Jeśli brakuje uszczelki, zrobią ją z kawałka gumy.

Kubańska kreatywność nie zna granic!

Samochody z silnikami od traktorów i częściami z lodówek

Na Kubie nie ma miejsca na wyrzucanie rzeczy. Wszystko, co da się ponownie wykorzystać, dostaje drugie życie w tym części samochodowe. I tu zaczyna się prawdziwa inżynierska akrobatyka.

Bo kiedy do klasycznego Chevroleta brakuje oryginalnego silnika V8, rozwiązanie jest proste: wrzucić do niego diesla z radzieckiego traktora.

Brzmi absurdalnie? Może, ale działa! Co więcej, taki silnik spala mniej paliwa i łatwiej go naprawić, więc w kubańskich warunkach to prawdziwe błogosławieństwo.

To samo dotyczy reszty auta: jeśli nie ma oryginalnych części, to się je dorabia. Drzwi, klamki, uszczelki są często ręcznie wykonywane przez lokalnych rzemieślników.

A chromowane elementy, które błyszczą na słońcu? Niejednokrotnie są przerobione z fragmentów lodówek albo kuchennych naczyń. Serio, na Kubie nie ma rzeczy niemożliwych!

Ręczne dorabianie części i mechaniczne cuda inżynierii

Mechanicy na Kubie nie są zwykłymi naprawiaczami to prawdziwi magicy. Bo kiedy nie masz dostępu do sklepu z częściami, musisz nauczyć się robić wszystko sam.

Spawanie, toczenie, rzeźbienie w metalu to codzienność w kubańskich warsztatach. Dzięki temu auta, które na Zachodzie dawno trafiłyby na złom, tutaj wciąż śmigają po ulicach.

Niektóre rozwiązania to istny geniusz. Wiele starych amerykańskich krążowników ma hamulce z radzieckich ciężarówek, reflektory z europejskich aut, a gaźniki… często z motocykli.

A jeśli coś wymaga technologii, której Kubańczycy nie mają? Zrobią ją sami. W końcu potrzeba jest matką wynalazków!

Więc dlaczego na Kubie są stare samochody i nadal jeżdżą? Bo Kubańczycy potrafią naprawić dosłownie wszystko! Bez instrukcji, bez dostępu do części, ale z ogromną dawką sprytu i pomysłowości.

I właśnie to sprawia, że ich auta to coś więcej niż zwykłe pojazdy. To symbol przetrwania, kreatywności i kubańskiego ducha, który nigdy się nie poddaje!

Turystyka i klasyki czyli jak stare auta stały się atrakcją?

Na Kubie każdy samochód to nie tylko środek transportu, ale też żywa historia. I choć przez dekady były symbolem konieczności i radzenia sobie w trudnych warunkach, dziś przekształciły się w coś więcej, w atrakcję turystyczną.

Dlaczego na Kubie są stare samochody? Bo nie tylko wciąż działają, ale stały się częścią kubańskiego krajobrazu, przyciągając turystów jak magnes.

Taksówki dla turystów (kolorowe kabriolety jako biznes)

Gdy tylko wylądujesz w Hawanie, pierwsze, co rzuci Ci się w oczy (poza wszechobecnym upałem i zapachem rumu), to rzędy kolorowych, lśniących klasyków czekających na turystów.

Cadillac Eldorado, Buick Special, Chevrolet Bel Air: to nie są auta z muzeum. To jeżdżące dzieła sztuki, które można wynająć na przejażdżkę po mieście.

Dla wielu Kubańczyków te auta stały się głównym źródłem dochodu. Taksówki w postaci starych amerykańskich krążowników to złoty interes, zwłaszcza w miejscach turystycznych.

Przejażdżka kabrioletem przez Malecón o zachodzie słońca? Każdy chce to przeżyć, a Kubańczycy doskonale to rozumieją. I choć paliwo jest drogie, a części zamienne to niekończący się problem, kierowcy tych taksówek dbają o swoje maszyny jak o członków rodziny.

A ile to kosztuje? Ceny są różne, ale typowa godzinna przejażdżka klasykiem po Hawanie to wydatek rzędu 30-50 dolarów. Czy warto? Absolutnie! To jedno z tych doświadczeń, które sprawia, że czujesz się jak bohater filmu z lat 50.

Czy Kubańczycy naprawdę kochają swoje amerykańskie klasyki?

Odpowiedź brzmi: to skomplikowane. Z jednej strony, te samochody to duma i wizytówka Kuby. Są symbolem przetrwania i kreatywności, a każdy z nich ma swoją historię.

Z drugiej strony… większość Kubańczyków marzy o czymś bardziej nowoczesnym. Bo choć klasyki wyglądają niesamowicie, to ich prowadzenie to codzienna walka –z awariami, brakiem części i ogromnym spalaniem paliwa.

Gdyby ceny nowych samochodów nie były tak absurdalne, wielu Kubańczyków z chęcią przesiadłoby się do czegoś nowszego. Ale rzeczywistość jest taka, że te auta pozostaną na kubańskich drogach jeszcze przez długi czas.

I nie ma w tym nic złego, bo w końcu nigdzie indziej na świecie nie zobaczysz tylu klasycznych krążowników szos w codziennym użyciu.

Więc jeśli ktoś zapyta dlaczego na Kubie są stare samochody, odpowiedź będzie prosta: bo to nie tylko środek transportu, ale też część tożsamości wyspy.

A dla turystów? To po prostu jedna z najbardziej klimatycznych atrakcji, jaką można sobie wymarzyć.

Nowe auta na Kubie (czy coś się zmienia)?

Patrząc na kubańskie ulice pełne kolorowych Chevroletów z lat 50., można pomyśleć, że czas się tu zatrzymał. Ale czy to oznacza, że na Kubie nie ma nowych samochodów? Czy w 2025 roku coś się zmieniło? No cóż… trochę tak, ale wciąż jesteśmy daleko od motoryzacyjnej rewolucji.

Czy można dziś kupić nowe samochody?

Teoretycznie tak, ale w praktyce? To zabawa tylko dla najbogatszych. Od kilku lat Kuba stopniowo poluzowuje restrykcje dotyczące importu samochodów, ale problemem pozostaje cena.

Nowe auta kosztują tu więcej niż w większości krajów świata, bo rząd nakłada na nie gigantyczne marże i podatki. Efekt?

W salonie samochodowym w Hawanie ceny wyglądają jak dowcip: używana Kia Rio za 40 000 dolarów, Peugeot 508 za 262 000 dolarów, a zwykła Toyota Corolla w cenie luksusowego Porsche.

Kogo na to stać? Przede wszystkim zagraniczne firmy działające na Kubie, dyplomaci, osoby pracujące dla państwowych instytucji… i garstka najbogatszych Kubańczyków, którzy dorobili się na turystyce.

Dla przeciętnego mieszkańca wyspy zakup nowego auta to marzenie tak samo nierealne jak przejażdżka Ferrari po Malecónie.

Jak wygląda rynek motoryzacyjny na Kubie w 2025?

Wciąż rządzą stare amerykańskie klasyki i radzieckie Łady, ale coraz częściej można spotkać chińskie samochody. Kuba zaczęła sprowadzać elektryczne auta z Chin, głównie jako taksówki i pojazdy służbowe.

Najczęściej widziane marki to Geely i BYD, które oferują stosunkowo tanie i oszczędne modele. Ale czy to oznacza, że Kubańczycy masowo przesiadają się na nowoczesne auta? Nie do końca.

Większość mieszkańców nadal polega na tym, co już ma czyli na samochodach, które mają po 50, 60, a nawet 70 lat. I nic nie wskazuje na to, by miało się to szybko zmienić. W końcu jeśli coś działa, to po co to zmieniać?

✍️ Autorem posta jest Alan
Od 2004 roku, kiedy to w wieku 12 lat pierwszy raz wylądowałem na zagranicznych wakacjach z mamą (Grecja, Nei Pori), wiedziałem, że moją życiową pasją będą podróże i poznawanie nowych krajów. Do dziś dopinam swego, a od 2020 roku mam ogromne szczęście mieszkać nad Morzem Karaibskim. Na liście mam ponad 30 odwiedzonych krajów i systematycznie dokładam nowe.
Photo of author