Notka od autora: W tym artykule dowiesz się co przywieźć Nowej Zelandii, aby pamięć o tym wypadzie trwała jak najdłużej. Jeśli dotąd nie miałeś pomysłu na pamiątkę, za kilka minut będziesz ich miał mnóstwo! Zapraszam do lektury.
Uwierz nam, iż Nowozelandczycy wiedzą, jak robić pamiątki z klasą.
Biżuteria z zielonego jadeitu, naturalne kosmetyki z miodem manuka, rękodzieło Maorysów i coś dla fanów Tolkiena. Jeśli chodzi o pamiątki z Nowej Zelandii, wybór jest szeroki jak widok z Tongariro.
Zaraz pokażemy Ci najciekawsze hity, które warto zabrać do domu. Będzie pachnieć, błyszczeć i trochę chrupać. A wszystko po to, by Twoje wspomnienia z Nowej Zelandii miały smak, zapach i formę, którą da się włożyć do walizki, najlepiej tej z dodatkowym suwakiem na rozepchanie.

Co przywieźć z Nowej Zelandii?
Krótka odpowiedź: Z Nowej Zelandii warto przywieźć kosmetyki z lanoliną jak kremy, balsamy i maści, idealne dla skóry zmęczonej podróżą. Miód manuka, który jest antybakteryjny, leczniczy, drogi, ale warty swojej ceny. Biżuterię i rzeźby z jadeitu (pounamu) czyli maoryskie symbole ochrony i siły. Produkty z wełny merino – termiczne, oddychające i doskonałej jakości. Lokalne przekąski i słodycze jak czekolady Whittaker’s, marmite oraz craftowe piwa i wina.
Jak już po krótce się dowiedziałeś, pamiątki z Nowej Zelandii mogą występować w różnorakich formach. Przed zrobieniem swojej listy zakupowej, warto im się przyjrzeć z bliska.
Zacznijmy od kosmetyków!
Kosmetyki i produkty z lanoliny
Nowa Zelandia ma więcej owiec niż ludzi i to nie żart. Ale te futrzaste stworzenia robią coś więcej niż tylko beczenie na tle zielonych wzgórz. Dają naturalny składnik w postaci lanoliny, który nowozelandzcy kosmetolodzy zamieniają w kremy, balsamy i maści.Gwarantujemy, że Twoja skóra pokocha ją od pierwszego użycia.
Lanolina to taka naturalna bariera ochronna z wełny. Nawilża, regeneruje, chroni i sprawia, że nawet po 14-godzinnej podróży samolotem wyglądasz jak człowiek.
Lanolina z Nowej Zelandii uchodzi za najlepszą na świecie. Jest czysta, delikatna, pełna dobra i bez podejrzanych dodatków.
Co warto kupić w Nowej Zelandii, jeśli chodzi o lanolinę? Kremy do rąk, balsamy do ciała, maści regenerujące i sztyfty do ust. Nawet te najprostsze mają w sobie coś magicznego.
I bonus: produkty często łączone są z miodem manuka, co daje duet nie do zatrzymania… nawilżenie i ukojenie w jednym mazidle.
Tylko uważaj na pułapki. Nie wszystko, co ma owcę na opakowaniu, działa jak marzenie. W sklepach z pamiątkami przy atrakcjach często znajdziesz kremy, które lepiej wyglądają niż działają. Jeśli chcesz kupić coś naprawdę dobrego, wybieraj apteki, sklepy z naturalnymi kosmetykami albo marki, które faktycznie produkują w NZ, a nie tylko kleją naklejki.
Więc jeśli wciąż zastanawiasz się, co przywieźć z Nowej Zelandii, lanolina w tubce to odpowiedź dla każdej skóry zmęczonej życiem. Owcza moc może i jest niepozorna, ale działa cuda.
Miód manuka
Nie bez powodu nazywają go „złotem Nowej Zelandii” i nie, nie chodzi tylko o cenę, która potrafi zaskoczyć bardziej niż pierwszy kontakt z kierownicą po prawej stronie.
Miód manuka to nie jest zwykłe smarowidło na tosta. To super miód z super mocą, który działa przeciwbakteryjnie, wspiera odporność i goi więcej niż złamane serce po urlopie.
Manuka powstaje z nektaru krzewu o tej samej nazwie, który rośnie dziko i z dala od cywilizacji. Dodaj do tego pracowite pszczoły, nowozelandzkie powietrze i specjalny składnik o nazwie methylglyoxal (tak, trudne słowo, ale ważne).
To on robi robotę i to jego ilość oznaczana jest na słoikach jako UMF lub MGO. Im wyższy numerek tym mocniej działa, ale i mocniej drenuje portfel.
No właśnie, jak nie dać się nabrać? Szukaj miodu z certyfikatem UMF lub MGO i wyraźnym numerkiem. Jeśli widzisz słoik z napisem „manuka style” albo „inspired by manuka” to uciekaj szybciej niż kiwi przed aparatem.
Prawdziwy miód manuka nie kosztuje tyle co słoik dżemu z dyskontu, ale warto zainwestować, nawet w małe opakowanie.
A propos opakowań to nie trzeba targać wielkiego słoja. Wystarczy 250g lub 100g, żeby mieć w domu mały eliksir zdrowia i wspomnień. W walizce nie zajmuje dużo miejsca, nie rozlewa się (byle dobrze zakręcić!) i nie trzeba go chłodzić.
Czyli: idealny prezent, praktyczna pamiątka i coś, co serio działa, a nie tylko ładnie wygląda na półce oraz jest odpowiedzią na pytanie, co przywieźć z Nowej Zelandii?
Biżuteria i rzeźby z jadeitu (pounamu)
W Nowej Zelandii kamień to nie tylko kamień. Pounamu, czyli zielony jadeit, ma znaczenie większe niż niejedna walizka pełna pamiątek.
To święty kamień dla Maorysów, symbol siły, ochrony, więzi i przodków. Nosi się go z dumą, wręcza z szacunkiem i… no cóż, wygląda totalnie świetnie.
Co przywieźć z Nowej Zelandii? Jeśli ma to być coś z duszą, cóż pounamu bije wszystko na głowę.
Najczęściej spotkasz go w formie wisiorów i rzeźb, ręcznie rzeźbionych w tradycyjne maoryskie kształty. Każdy wzór ma swoje znaczenie.
- Hei matau – hak rybacki, symbol siły i bezpiecznej podróży.
- Koru – rozwijający się liść paproci, czyli nowe początki i harmonia.
- Tiki – duch przodków, opiekun i towarzysz na życie.
To talizmany, które coś mówią. Dlatego warto wiedzieć, co się wręcza i komu. Hei matau dla podróżnika. Koru dla kogoś, kto zaczyna nowy rozdział. Tiki dla kogoś, kogo chcesz mieć blisko, choćby na odległość.
Najważniejsze: pounamu nie kupujesz dla siebie. Tradycja mówi, że powinno się go dostać od kogoś więc kup jeden na prezent i niech ktoś odda Ci przysługę.
Autentyczne pounamu kupisz w galeriach rzemieślniczych, certyfikowanych sklepach z maoryską sztuką i bezpośrednio od artystów.
Unikaj masowych straganów z „jade-lookalike” i plastikowych podróbek. Prawdziwy pounamu jest chłodny w dotyku, ciężki i ma naturalną, nieidealną strukturę. I często historię, którą usłyszysz w momencie zakupu.
Wełna merino
Nowa Zelandia i owce to duet nierozłączny. Ale nie byle jakie owce, tylko merynosy, elita świata wełnianego. Ich futro to nie swędząca kara z dzieciństwa, tylko miękkość, która otula jak ciepła herbata w zimny dzień.
I choć brzmi to jak bajka producenta skarpetek, to w tym przypadku bajka jest prawdziwa.
Co warto kupić?
Skarpety, czapki, bluzy, bieliznę termoaktywną, a nawet koce. Wszystko lekkie, oddychające, niegryzące i co najlepsze, działa zarówno w zimnie, jak i w cieple. Serio, ta wełna ogarnia termikę lepiej niż Twój smartwatch.
A dlaczego akurat z Nowej Zelandii?
Bo tu owce mają lepsze widoki niż niejeden człowiek, pasą się w czystym powietrzu i traktowane są z szacunkiem, nie taśmowo.
No i hodowcy naprawdę wiedzą, co robią. Wełna z NZ to światowy top, doceniany przez marki outdoorowe na całym globie.
A teraz najważniejsze pytanie: czy to się opłaca?
Bo nie oszukujmy się, gdyż ceny potrafią podskoczyć jak kangur po kawie. Ale uwaga: to nie jest marketing. Rzeczy z merino naprawdę są trwałe, oddychające, samoczyszczące (no prawie) i potrafią służyć latami.
Więc kupujesz raz, używasz długo, a Twoje stopy dziękują przy każdym trekkingu.
Więc jeśli zastanawiasz się, co przywieźć z Nowej Zelandii, a chcesz coś praktycznego, ciepłego i premium w jednym: merino to pewniak. A skarpety? Kup od razu trzy pary. Jedna na prezent, dwie dla siebie. Nie pożałujesz!
Wina i piwa z Nowej Zelandii
Nowa Zelandia nie tylko karmi widokami i miodem. Ostrzegamy: potrafi też nieźle podlać. Oczywiście w najlepszym możliwym sensie.
Bo jeśli chodzi o wino i piwo, to tu jakość łączy się z klimatem, który idealnie nadaje się do uprawy winorośli i warzenia czegoś z charakterem. Krótko mówiąc warto coś wypić, a jeszcze bardziej: coś zabrać ze sobą.
Na pierwszy ogień – wino. Jeśli masz w ręce butelkę sauvignon blanc z Marlborough, to wiesz, że zaraz będzie dobrze. Rześkie, cytrusowe, lekkie jak zachód słońca nad fiordem.
Pinot noir z Central Otago? Mistrzostwo świata! Eleganckie, z pazurem, czerwone jak zachwyty nad Nową Zelandią. Te wina to nie przypadek tylko efekt genialnej gleby, słońca i ludzi, którzy wiedzą, co robią.
Piwo? Tu też nie jest byle jak. Craftowe browary wyrastają jak grzyby po deszczu, a każda miejscowość ma swoje piwne skarby.
APA, IPA, lager, soury, a nawet piwa z dodatkiem lokalnych owoców i smaki, których nie da się powtórzyć nigdzie indziej. A jak trafisz na browar z widokiem na góry to zostajesz tam z ochotą na jeszcze jedno.
No dobra, a teraz praktyka: jak przewieźć butelkę i nie zalać walizki?
- Po pierwsze: pakuj do bagażu rejestrowanego.
- Po drugie: owijaj jak dziecko w kocyk: bluza, skarpety, potem ręcznik.
- Po trzecie: można też kupić specjalne pokrowce do transportu butelek.
- A jeśli boisz się o stłuczenie to kup w sklepie wolnocłowym na lotnisku. Będzie drożej, ale bezpieczniej.
Pamiątki z Hobbitonu
Jeśli choć raz zdarzyło Ci się pomyśleć „a gdyby tak rzucić wszystko i zamieszkać w norkach z okrągłymi drzwiami…” to witaj w klubie.
Hobbiton to miejsce, gdzie fantazja staje się rzeczywistością, a pamiątki… no cóż, trudno się powstrzymać, żeby nie wrócić z plecakiem pełnym gadżetów z Shire’u. Planując wycieczkę do Nowej Zelandii, koniecznie rozważ opcje pamiątkowe właśnie z tego miejsca.
Co można tam dorwać? Kubki, koszulki, magnesy, mapy Śródziemia i oczywiście repliki Pierścienia.
I tak, da się też kupić autentyczny kufel z The Green Dragon Inn, tego samego, gdzie można napić się piwa warzonego tylko dla Hobbitonu. Plus cała masa rzeczy z napisem „I survived the Hobbiton tour” – idealne, jeśli chcesz kogoś zazdrośnie wkurzyć.
Nie brakuje też lokalnego rękodzieła stylizowanego na Śródziemie: drewniane przypinki, rzeźby krasnoludzkich toporów i miniaturowe domki hobbitów.
Brzmi jak tandeta z targu? Spokojnie. Jakość naprawdę robi wrażenie. A do tego masz świadomość, że to oficjalne pamiątki z filmowego planu, a nie podróbki z internetu.
Dla fanów Tolkiena to must-buy. Dla reszty, świetna opcja na prezent z humorem i klimatem.
I uwaga: sklepik w Hobbitonie to jedno z tych miejsc, gdzie czas znika szybciej niż Frodo z imprezy. Lepiej weź więcej gotówki… albo więcej miejsca w walizce.
Sztuka i rękodzieło Maori
Nowa Zelandia to nie tylko góry, owce i hobbici. To też kultura rdzennych mieszkańców Maorysów, która bije z każdego zakamarka wyspy.
I jeśli chcesz wrócić z czymś więcej niż puchatą czapką z merino, to sztuka i rękodzieło Maori to pamiątka z duszą. Dosłownie i w przenośni.
Na pierwszy rzut oka drewniane rzeźby, maski, symbole i ornamenty. Każdy z nich ma swoje znaczenie, swoje korzenie i swoje miejsce w historii. Nic nie jest przypadkowe.
Tiki to duch opiekun. Manaia to strażnik między światami. Spirale i wzory koru symbolizują nowe początki i życie w harmonii. Nie kupujesz ozdoby, kupujesz symbol. Taki, który ktoś wcześniej wyrzeźbił z intencją.
Znajdziesz też ręcznie robione naczynia, tkaniny, wyplatane kosze i biżuterię z naturalnych materiałów, jak drewna, kości, kamienia i muszli paua, która mieni się jak ocean.
No i oczywiście cenne przedmioty taonga, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Kupując je, warto wiedzieć, że niektóre rzeczy powinny mieć swoją historię, więc pytaj sprzedawców. Wielu z nich to artyści, nie handlarze.
A gdzie kupować? Najlepiej w galeriach rzemieślniczych, sklepach z certyfikatem Maori Made lub bezpośrednio od artystów.
Targowiska to super przygoda, ale tam łatwo trafić na „styl maoryski” made in gdzieś indziej. Jeśli coś kosztuje podejrzanie mało i wygląda zbyt idealnie to lepiej poszukać dalej.
Przekąski i smaki Nowej Zelandii
Nowa Zelandia karmi nie tylko widokami, ale i… no właśnie, dosłownie karmi. I to całkiem nieźle.
Jeśli lubisz przywozić coś, co można schrupać, wypić albo rozpakować w środku zimy i poczuć się znowu jak na wakacjach, to trafiłeś idealnie. Bo nowozelandzkie przekąski mają styl, charakter i smak, który nie zniknie po pierwszym gryzie.
Na pierwszy ogień: Whittaker’s. Czekolada, która uzależnia. Jest gładka, gruba, pełna orzechów, karmelu, kokosów, a nawet lokalnych jagód. I w formacie, który idealnie wpasowuje się między skarpety w walizce. Najlepiej brać od razu kilka tabliczek, bo jedna znika szybciej niż jetlag po kawie.
A skoro o kawie… flat white to narodowa duma, ale warto też zerknąć na lokalne herbaty, lemoniady i craftowe napoje, które robią furorę w hipsterskich kawiarniach od Auckland po Queenstown.
Dalej mamy marmite czyli smarowidło z piekła rodem, które Nowozelandczycy kochają, a reszta świata… cóż, uczy się go smakować. Dobry prezent dla kogoś, kogo chcesz zaskoczyć. Bardzo.
Na słodko? Pineapple Lumps, chocolate fish, hokey pokey czyli cukiernicze legendy, które rdzenni mieszkańcy jedzą od dzieciaka.
No i oczywiście jerky i przekąski mięsne z wołowiny, jelenia, a czasem i z bardziej egzotycznych stworzeń. Dobre na trekking, jeszcze lepsze do piwa, no i nie ważą zbyt dużo.
Więc jeśli pytasz, co przywieźć z Nowej Zelandii, co da się zjeść lub wypić i jeszcze się tym pochwalić… przekąski i lokalne smaki to najlepszy wybór. A jak podzielisz się z kimś tabliczką Whittaker’s, to już w ogóle jesteś mistrzem podróżniczej gościnności.





