Notka od autora: W tym artykule dowiesz się co przywieźć z Polinezji Francuskiej, żeby nie skończyć z magnesem i pocztówką. Będą klasyki, będą egzotyki i będą rzeczy, które po prostu pachną wakacjami… jeszcze długo po powrocie do rzeczywistości. Zapraszam do lektury.
Jedziesz na koniec świata, więc wrócić z pustymi rękami to byłoby prawdziwe przestępstwo podróżnicze. Polinezja Francuska to nie tylko rajskie plaże i bungalowy nad wodą. To też kopalnia lokalnych skarbów, które pachną wanilią, błyszczą jak perły i wyglądają lepiej niż jakiekolwiek duty-free.
Jakie pamiątki z Polinezji Francuskiej są warte uwagi? Sprawdzamy.

Co przywieźć z Polinezji Francuskiej?
Krótka odpowiedź: z Polinezji Francuskiej warto przywieźć czarne perły z Tahiti, ręcznie malowane pareo, olejek Monoi, czy wanilię z Tahaa. Dorzuć lokalne rękodzieło z muszli, drewna i tkanin tapa, kilka słoiczków egzotycznych konfitur, rum z ananasem i już masz bagaż pełen wspomnień, które nie znikną po urlopie.
Szczegółowe informacje znajdziesz w dalszej części artykułu.
Perły z Tahiti

Nie ma chyba bardziej polinezyjskiej pamiątki niż czarne perły z Tahiti. I nie, to nie te same perły, które widujesz na stoisku w galerii handlowej. To perły z charakterem. Ciemne, nieco tajemnicze, z połyskiem, który mieni się od zieleni po fiolet. Jednym słowem: wow.
Czym się różnią od tych „zwykłych”? Przede wszystkim kolorem i miejscem pochodzenia. Czarne perły pochodzą z wnętrza ostryg Pinctada margaritifera, które żyją sobie spokojnie w lagunach Polinezji Francuskiej.
Każda perła ma swój odcień, kształt i charakter. Nie ma dwóch identycznych. A to już coś, co czyni je naprawdę wyjątkowymi.
No dobra, ale jak rozpoznać, że nie kupujesz plastikowej kulki z bazaru?
- Po pierwsze: zapytaj o certyfikat autentyczności.
- Po drugie: kupuj w sprawdzonych miejscach jak w butikach jubilerskich, lokalnych kooperatywach lub farmach pereł, których w Polinezji nie brakuje.
- Po trzecie: nie bój się pytać sprzedawcy z dumą opowiadają o tym, skąd pochodzą ich skarby.
A czy warto inwestować w biżuterię na miejscu? Jeśli pytasz nas – tak, warto!
- Po pierwsze: ceny często są niższe niż w Europie.
- Po drugie: masz pewność, że to nie „import z Chin”.
- No i najważniejsze: kupujesz coś, co powstało tam, gdzie właśnie jesteś. To nie tylko pamiątka, to kawałek Pacyfiku, który zabierasz ze sobą.
Więc jeśli zastanawiasz się, co przywieźć z Polinezji Francuskiej, żeby było i stylowo, i z klasą, perły z Tahiti to absolutny numer jeden. Błyszczą i nigdy nie wychodzą z mody.
Tkaniny pareo i ręcznie malowane sarongi

W Polinezji Francuskiej nie musisz mieć garderoby w rozmiarze XL, żeby dobrze wyglądać.
W jakie pamiątki z Polinezji Francuskiej warto zainwestować, żeby było praktycznie, pięknie i lokalnie?Wystarczy jedno pareo i nagle jesteś królową plaży, turystą z klasą albo bohaterem reklamy tropikalnego szamponu. Te wielofunkcyjne chusty to must-have każdej walizki z wakacji.
Na miejscu znajdziesz setki wzorów: od klasycznych motywów kwiatów tiaré, przez fale, liście bananowca, aż po geometryczne cudeńka inspirowane sztuką Maorysów.
Kolory? Wszystkie odcienie zachodu słońca i laguny. Im bardziej soczyście, tym lepiej. A jeśli wpadniesz na lokalny targ, możesz nawet złapać artystę przy pracy. Malowanie sarongu to tutaj prawdziwa sztuka.
A co po powrocie? Pareo to nie tylko plażowa narzutka. Możesz je zamienić w chustę, sukienkę, szal, obrus na piknik, a nawet zasłonę w klimacie tropików.
Gdzie kupić coś porządnego? Najlepsze pareo znajdziesz w lokalnych pracowniach, butikach z rękodziełem albo na targach w Papeete i Vaitape. Szukaj tych z naturalnych materiałów – czyli bawełna albo wiskoza, ręcznie barwione, a nie nadruk z drukarki. Będą służyć długo, nie tylko do pierwszego prania.
Olejek Monoi

Jeśli po powrocie z wysp chcesz nadal pachnieć jak Bora Bora o poranku, to monoi powinien znaleźć się na szczycie Twojej listy zakupów.
Ten lokalny olejek to połączenie oleju kokosowego i kwiatów tiaré, które razem robią magię na skórze, włosach i w głowie. Bo tak, zapach też działa relaksująco.
Na miejscu znajdziesz dziesiątki wersji: od klasycznego tiaré, przez wanilię, mango, aż po ylang-ylang. Każda pachnie tropikami, ale jeśli szukasz czegoś najbardziej „polinezyjskiego” z możliwych, to trzymaj się klasyki. Monoi tiaré to zapach, który zostaje w pamięci na długo.
Do czego się go używa? Do wszystkiego – i nie bez powodu tubylcy używają go od pokoleń. Jest naturalny, skuteczny i mega przyjemny.
A jak z transportem? Monoi spokojnie można zabrać do Polski, o ile trzymasz się zasad. Najlepiej w buteleczce do 100 ml w bagażu podręcznym albo większej w rejestrowanym.
Tylko pamiętaj: monoi twardnieje w chłodzie. Więc jak po wylądowaniu wygląda jak olej kokosowy w lodówce, to znak, że wszystko z nim okej. Wystarczy ogrzać w dłoniach i znów płynie jak powinien.
Nie musimy chyba dodawać, że jeśli się zastanawiasz, co warto kupić w Polinezji Francuskiej dla siebie, mamy, cioci i koleżanki z pracy… monoi to prezent idealny. Mały, pachnący i przywodzi na myśl dokładnie te chwile, których nikomu nie chce się zapomnieć.
Rękodzieło z muszli, drewna i tkanin

Polinezja to raj nie tylko dla plażowiczów, ale też dla tych, co kochają ręcznie robione pamiątki z duszą.
Lokalne rękodzieło to mieszanka natury, tradycji i dobrej energii . Każda maska, figurka czy naszyjnik ma swoją historię i znaczenie. No i wygląda dużo lepiej niż magnes z delfinem.
Wybór jest ogromny: figurka tiki jako strażnik domowego spokoju, miska z kokosa do codziennego smoothie, albo naszyjnik z muszelek na poprawę humoru. Wszystko robione ręcznie, często przez lokalnych rzemieślników, którzy tworzą te cuda od pokoleń. To nie produkcja masowa, to konkretna energia wysp zamknięta w drewnie czy muszli.
Tradycyjne symbole mają spore znaczenie… tiki to postacie opiekuńcze, często związane z bóstwami i przodkami. Maski mogą symbolizować ochronę, siłę albo po prostu być elementem dekoracyjnym. Ale warto dopytać sprzedawcę, co konkretnie dana rzecz oznacza, gdyż nie każda figurka nadaje się na dekorację do toalety.
No i najważniejsze – co przywieźć z Polinezji Francuskiej dla siebie, a co jako prezent? Jeśli chcesz komuś sprawić niespodziankę, wybierz coś niewielkiego i symbolicznego np. brelok z muszli albo ręcznie plecioną bransoletkę.
Do własnego domu możesz dorzucić większy element jak np. rzeźbiony panel z motywem Maoryskim albo naczynia z drzewa tamanu. Gwarantujemy: będzie robić robotę na ścianie, a nie tylko zbierać kurz. I za każdym razem, gdy na nią spojrzysz, usłyszysz gdzieś w tle szum oceanu i ukulele.
Wanilia z Tahaa

Jeśli Polinezja miałaby swój zapach, to byłaby to wanilia. Ale nie byle jaka. Chodzi o tahitańską wanilię: intensywną, słodką, z nutą czegoś egzotycznego, czego nie da się podrobić.
Wyspa Tahaa nie bez powodu nazywana jest „waniliową wyspą”. To tutaj rosną storczyki, z których powstaje jedna z najdroższych i najbardziej aromatycznych przypraw świata. Uprawiana ręcznie, suszona na słońcu, dopieszczana przez lokalnych producentów. Ta wanilia to nie przyprawa, to rytuał.
Możesz kupić całe laski, ekstrakt albo pastę. Najlepiej przechowują się w próżniowych opakowaniach lub małych szklanych probówkach. A jak już wrócisz do domu to trzymaj je w ciemnym miejscu, z dala od lodówki. Tak przechowywana wanilia zachowuje swój aromat nawet przez rok, a może i dłużej (o ile nie zużyjesz jej wcześniej do wszystkiego, co słodkie).
I co najlepsze: możesz ją wrzucić do cukru, kawy, nalewek albo zrobić własne perfumy w stylu „pachnę jak Bora Bora po deszczu”. A jeśli masz w sobie choć odrobinę kuchennej duszy – to już wiesz, że wanilia z Tahaa to absolutny obowiązek w walizce.
Lokalne przysmaki

Wakacje w Polinezji to też smaki, które rozpieszczają kubki smakowe w najlepszy możliwy sposób. I choć nie zabierzesz do Polski talerza poisson cru ani kokosa prosto z drzewa, to kilka rzeczy spokojnie zmieścisz w walizce. I warto, serio!
Na pierwszy ogień idą konfitury i dżemy: mango, ananas, papaja, marakuja. Robione lokalnie, często bez zbędnej chemii, smakują jak tropiki zamknięte w słoiku. Świetne na kanapkę, ale jeszcze lepsze prosto z łyżeczki w środku zimy. Idealne, jeśli zastanawiasz isę co przywieźć z Polinezji Francuskiej, żeby dobrze smakowało jeszcze po urlopie!
Dalej mamy karmelizowane orzechy, suszone banany, chipsy z taro albo manioku. Super przekąski do chrupania po drodze do pracy, kiedy bardzo chcesz wrócić myślami na Bora Bora.
Możesz też dorwać lokalne przyprawy, jak sól waniliowa czy mieszanki do grillowania ryb. Bo jak już masz tę wanilię z Tahaa, to wypada ją gdzieś dorzucić, nie?
A jeśli masz miejsce i odwagę to lokalne alkohole też dają radę. Np. rumy aromatyzowane wanilią, ananasem czy nawet… kwiatami. Małe butelki zmieszczą się w bagażu, a degustacja po powrocie wprowadzi Cię w tryb „tropiki” w mgnieniu oka.
Tkaniny tapa

Jeśli myślisz, że tkanina to po prostu kawałek materiału, to Polinezja szybko wyprowadzi Cię z błędu.
Tapa to coś więcej niż ozdoba. To sztuka, tradycja i cierpliwość w jednym. Bo nie mówimy tu o tkaninie z maszyny, tylko o ręcznie robionej dekoracji… z kory drzewa.
Tkanina tapa powstaje z kory drzewa papierowego, którą się zdejmuje, moczy, rozbija i rozciąga, aż zamieni się w coś miękkiego i podatnego jak materiał. Potem lokalni artyści malują ją tradycyjnymi wzorami jak symbole geometryczne, motywy roślinne i duchy przodków. Wszystko robione ręcznie, z taką precyzją, że aż głowa boli.
No dobra, ale jak to przewieźć? Najlepiej zrolować w rulon i wrzucić do bagażu rejestrowanego. Nie próbuj tego składać w kostkę, bo zrobisz krzywdę dziełu sztuki i sercu artysty.
A jak trafisz na mniejsze fragmenty to niektóre spokojnie da się oprawić i powiesić na ścianie w domu. Efekt: tropiki i kultura na własnym metrażu.
Poza tapą warto też rozglądać się za innymi dziełami lokalnych twórców. Rzeźby z drewna tamanu, malowane deski, batiki, ceramika z wysp – wszystko robione z sercem i często w pojedynczych egzemplarzach.
Czyli dokładnie to, co warto przywieźć z Polinezji Francuskiej, jeśli chcesz zabrać coś wyjątkowego i nieprodukowanego na taśmie w Shenzhen.
I pamiętaj – kupując takie rękodzieło, nie tylko przywozisz coś pięknego, ale też wspierasz lokalnych artystów. A to już pamiątka z bonusem: dobra karma + estetyczna radość. I tego się trzymajmy!