Co warto zjeść w Wietnamie - zdjęcie featured

Jedzenie w Wietnamie. Lista dań, które naprawdę warto zjeść!

Zaktualizowane:
|
Photo of author
Matylda

Na tej stronie znajdziesz oferty sponsorowane, a także wyszukiwarkę wczasów od naszego partnera - Wakacje.pl.

Notka od autora: W tym artykule dowiesz się co warto zjeść w Wietnamie, żeby wycisnąć z tego kulinarnego raju jak najwięcej. Będzie pysznie, świeżo i pikantnie. Zapraszam do lektury.

Wietnam to nie kraj, to restauracja pod gołym niebem. Serio. Tu się nie chodzi. Tu się je w ruchu, w klapkach, na plastikowym stołeczku, który wygląda jak dla dziecka.

I nie ma znaczenia, czy jesteś w Hanoi, Sajgonie czy na środku wyspy Phu Quoc. Jedzenie w Wietnamie uzależnia! W tym kraju zawsze znajdziesz kogoś, kto miesza coś w garze i pachnie to tak, że od razu zgłodniejesz. Nawet jeśli dopiero co skończyłeś śniadanie.

Ten artykuł to Twój kulinarny GPS. Pokażemy Ci, czego szukać, gdzie przysiąść, co zjeść, czego nie przegapić i kiedy warto zamknąć oczy i po prostu zaufać misce.

Co warto zjeść w Wietnamie?

Krótka odpowiedź: W Wietnamie koniecznie spróbuj zupy pho (z wołowiną lub kurczakiem), chrupiących kanapek banh mi, aromatycznych dań z makaronem, takich jak bun cha czy bun bo nam bo, oraz spring rollsów – świeżych (goi cuon) i smażonych (cha gio). Warto też spróbować regionalnych specjałów, jak cao lau w Hoi An czy pikantne bun bo Hue. Na deser obowiązkowo che (słodka zupa z galaretkami) lub lody kokosowe. Opcje znajdą tu zarówno mięsożercy, jak i wegetarianie.

Bardziej szczegółowe (oraz dodatkowe) informacje znajdziesz w dalszej części artykułu.

Dlaczego jedzenie w Wietnamie jest wyjątkowe?

Wietnam nie potrzebuje reklamy z celebrytą, żeby przyciągnąć Cię do stolika. Wystarczy jeden spacer przez targ albo alejkę z parującymi garami i już wiesz, że zaraz coś zjesz.

Nawet jeśli przed chwilą przysięgałeś, że jesteś pełny. Co warto zjeść w Wietnamie? Pytanie brzmi raczej: czego NIE warto, ale… takich rzeczy tu po prostu brak.

Jedzenie uliczne w Wietnamie to kwintesencja tutejszej gastronomii. Tu nikt nie pyta, czy masz rezerwację. Siadasz na plastiku, wskazujesz palcem i za chwilę masz przed sobą miskę czegoś pachnącego tak mocno, że zapominasz, jak się nazywasz.

Może to pho, może bun cha, może coś z grilla, co wygląda podejrzanie, ale smakuje jak raj. I to wszystko za kilka złotych.

No dobra – musimy zacząć od tego słynnego pho.

Pho – królowa wszystkich zup

Jakby Wietnam miał wybrać swoją kulinarną królową, to bez dwóch zdań byłaby to pho. Ta zupa to nie tylko śniadanie, obiad i kolacja w jednym. To styl życia. To pierwszy łyk poranka. To lekarstwo na kaca.

I na to jedno z najczęściej zadawanych pytań: co warto zjeść w Wietnamie, odpowiedź brzmi: pho. I to dużo razy, w różnych miejscach.

Pho ma swoje dwie główne odmiany.

Pho bo

To wersja z wołowiną.

Aromatyczny bulion gotowany godzinami, cienki makaron ryżowy, plasterki surowej wołowiny, które ścinają się w gorącej zupie. Do tego szczypior, limonka, chili, zioła, a czasem magiczne coś, co nie wiadomo, co to, ale smakuje genialnie.

Pho ga

To łagodniejsza wersja z kurczakiem.

Idealna, jak nie masz siły na ostre przyprawy albo szukasz czegoś bardziej comfort-foodowego. Mniej ciężka, bardziej ziołowa, często serwowana z imbirem i cebulką.

Obie wersje mają swoich fanów, więc najlepiej spróbować obu i nie wybierać faworyta zbyt pochopnie.

Gdzie szukać najlepszego pho?

Zasada jest prosta: jeśli zobaczysz plastikowy stołeczek, brak menu po angielsku i starszą panią z chochlą, to jesteś w dobrym miejscu.

Unikaj miejsc, gdzie kelner ma czapkę z napisem „Vietnamese Authentic Pho” i paragon ma 5 zer. Lepiej wejść w boczną uliczkę i zapytać kogoś lokalnego, gdzie jada jego mama. Tam będzie najlepsze.

Banh mi – francuski chleb, wietnamska dusza

Jeśli pho to zupa-bogini, to banh mi to jej chrupiący, konkretny kuzyn z kanapkowej rodziny.

Na pierwszy rzut oka wygląda jak zwykła bagietka, ale w środku dzieje się magia. To właśnie ten miks (kolonialna przeszłość w parze z lokalnym smakiem) sprawia, że na pytanie co zjeść w Wietnamie, odpowiadamy: zdecydowanie banh mi.

Bagietka lekka jak chmurka, chrupiąca jak chipsy i miękka w środku jak świeży sen. A potem zaczyna się zabawa. Klasyczne dodatki? Pasztet, grillowane mięso (wieprzowina, wołowina, kurczak), ogórki, rzodkiewka w occie, kolendra, pikantny sos i czasem jajko. Albo tofu, jak jesteś wege.

Każdy składnik gra tu pierwsze skrzypce. Wszystko jest świeże, ostre, kwaśne, słone i słodkie. Dosłownie jakby ktoś postanowił upchać cały Wietnam w jednym kęsie. I to działa. Naprawdę działa.

Banh mi potrafi zaspokoić głód w trzy minuty i zostawić Cię z uśmiechem na twarzy jak po dobrej rozmowie.

Najlepsze banh mi nie znajdziesz w restauracjach z obsługą w koszulach. Szukaj budki na rogu, blaszaka z napisem Bánh Mì 25, starszej pani z wózkiem przy skrzyżowaniu albo miejsca, gdzie kolejka wygląda jak do lekarza rodzinnego – dłuższa znaczy lepsza.

Bun cha i bun bo nam bo – makaronowe cuda

Wietnam to prawdziwa gratka dla fanów makaronów, ale nie tych włoskich. Tu rządzi bun – czyli cienki makaron ryżowy, który jest jak biała kartka: sam w sobie prosty, ale jak się go dobrze ogarnie, to robi zmysłom imprezę.

I właśnie wtedy pojawiają się dania bun cha i bun bo nam bo, które wyglądają niewinnie, ale robią taki szał na kubkach smakowych, że chcesz od razu dokładkę.

Bun cha

To klasyk Hanoi. Dostajesz miskę bulionu z grillowaną wieprzowiną. Kulki mięsa i cienkie plasterki, wszystko pływa w lekko słodko-kwaśnym sosie z czosnkiem i chili.

Obok? Osobno makaron, zioła i czasem sajgonki. Wrzucasz, mieszasz, wciągasz. To nie jest zupa, to nie jest sałatka… to po prostu dzieło sztuki w misce.

Bun bo nam bo

To już inna bajka, bardziej na południe. Bez zupy, ale z toną smaku. Makaron, grillowana wołowina, kiełki, zioła, chrupiąca cebulka, orzeszki, sos rybny, limonka.

Wszystko wymieszane jak dobrze przetasowane karty. Lekkie, świeże, sycące i idealne, gdy chcesz coś zjeść, ale nie zasnąć przy stole.

Gdzie to jeść?

Bun cha – tylko w Hanoi. Serio, tam jest najlepsze, a lokalni wiedzą, gdzie warto. Wchodzisz tam, gdzie siedzi dużo ludzi, dym leci z grilla, a stoliki mają po 40 lat.

Bun bo nam bo – szukaj w Ho Chi Minh i okolicach. Ale zawsze upewnij się, że nie pomyliłeś się z innym bunem, bo tych jest tu milion.

Bun thit nuong, bun rieu, bun mam… Każdy inny, każdy pyszny, ale jak szukasz konkretu, to lepiej się nie pomylić zwłaszcza z bun mam, bo tam już wjeżdża fermentowana ryba. Dla odważnych.

Goi cuon i cha gio – świeże lub smażone spring rollsy

Jeśli pho to pełnoprawny obiad, a banh mi to kanapka marzeń, to goi cuon i cha gio to idealna przekąska przed, po albo w trakcie. Bo w Wietnamie nie ma pór jedzenia: tu się po prostu je, jak tylko coś wygląda dobrze.

A te spring rollsy wyglądają ZAWSZE dobrze. I co najważniejsze, smakują jeszcze lepiej.

Goi cuon

To wersja na świeżo. Ryżowy papier, w środku makaron, zioła, krewetki albo wieprzowina i coś zielonego, co wygląda jak trawa, ale smakuje lepiej. Nie smażone, nie grillowane tylko zawinięte i gotowe do zjedzenia.

Lekkie, orzeźwiające i idealne, jak masz ochotę na coś, co nie leży na żołądku jak cegła.

Cha gio

To z kolei bomba chrupkości. Cienki ryżowy papierek owinięty wokół farszu z mięsa, grzybów, warzyw i przypraw, potem wrzucony na głęboki olej.

Efekt? Mała złota rolka, która po pierwszym kęsie robi chrup jak reklama chipsów. I już wiesz, że chcesz więcej.

Jak to jeść?

Najlepiej rękami. Maczasz w sosie i wciągasz w całości, bez dzielenia, bez ceremonii. Goi cuon najczęściej idzie z gęstym sosem z orzeszków ziemnych albo lekko pikantnym hoisinem.

Cha gio lubi sos rybny z czosnkiem, chili i limonką czyli nước chấm. Oba sosy pasują też zamiennie, jak masz ochotę na eksperyment.

Cao lau, mi quang i inne regionalne hity

Wietnam to jak kulinarna podróż po kraju, gdzie co miasto, to inny smak, inny makaron i inna historia.

I właśnie dlatego jedzenie w Wietnamie nie kończy się na pho i banh mi. Wręcz przeciwnie, najlepsze dania często są dostępne tylko lokalnie. A jak ich nie spróbujesz na miejscu, to później możesz co najwyżej płakać przy rosole w domu.

Cao lau

To legenda z Hoi An. Makaron, który robi się tylko tam. Serio, tylko tam. Bo do jego produkcji używa się wody z jednej konkretnej studni (tak, z jednej).

Grube kluski trochę jak udon, ale sprężyste jak trampolina. Do tego wieprzowina, chrupiące skwarki, kiełki, świeże zioła i sos, który smakuje jak sekretny eliksir.

Mi quang

To danie z Da Nang i okolic. Płaski, żółty makaron, trochę bulionu (ale ledwo na dnie), krewetki, mięso, jajko, zioła, orzeszki, chrupiący sezamowy placek.

Kolorowo, aromatycznie, chrupiąco czyli idealne na śniadanie, obiad i… drugie śniadanie. Albo na każdą porę, bo w Wietnamie nie pytasz „czy wypada jeść makaron o 10:00?”. Wypada. Zawsze.

Kuchnia z Hue

Tam lubią ostro. Bun bo Hue to zupa, która daje kopa. Jest aromatyczna, intensywna, z dużą ilością chili i trawy cytrynowej. Do tego krwista kiełbasa (nie dla każdego) i wołowina. Zupa, którą się je z respektem, bo jak przesadzisz z sosem chili, to czujesz ją jeszcze dwa dni.

A Sajgon?

Tam wszystko jest większe, słodsze i bardziej streetfoodowe. Tam zjesz najlepsze cha gio, najwięcej wersji banh mi i znajdziesz lokale, które serwują fusion, o jakim nie śniło się kucharzom z MasterChefa.

Słodycze i desery

Wietnam ma do słodyczy podejście z zupełnie innej planety. Tu nikt nie bawi się w ciasta z kremem i torty z bitą śmietaną. Tu słodkości to eksperyment.

I jeśli zastanawiasz się co zjeść w Wietnamie po obiedzie, to weź głęboki oddech i daj się zaskoczyć.

Che

To deser-legenda. Wygląda jak zupa, smakuje jak galaretka. Wersji jest milion: z fasolką, kukurydzą, żelkami, mlekiem kokosowym, żelatyną z alg, bananem, lodem… Tak, lodem.

To się je łyżką, prosto z miski, najczęściej na plastikowym stołku w cieniu parasola. Smakuje lepiej niż brzmi.

Lody kokosowe

Obowiązkowe. Szczególnie te serwowane w połówce kokosa, z wiórkami, orzeszkami i czasem z kawałkami galaretki. Idealne na upał. A jeśli zobaczysz gdzieś lodziarnię z tłumem to koniecznie tam idź. Nie pytaj, co mają. Po prostu zamów to, co wszyscy.

Regionalne słodkości

Ciasta ryżowe, kuleczki z tapioki, galaretki z fasoli mung – to brzmi jak zestaw z laboratorium, ale działa. Lekko słodkie, mega teksturalne i tak inne od europejskich deserów, że aż chce się spróbować kolejnego. A potem jeszcze jednego. I jeszcze.

Jedzenie w Wietnamie nie dyskryminuje

Wietnam nie dzieli ludzi na mięsożerców i roślinożerców. Tu każdy znajdzie coś, co go zadowoli niezależnie od tego, czy marzysz o tofu w sosie z limonki, czy o chrupiącej kaczce z grilla.

Co warto zjeść w Wietnamie, jeśli jesteś na diecie roślinnej albo wręcz przeciwnie -polujesz na każdy kawałek mięsa? Odpowiedź brzmi: wszystko. Tylko trzeba wiedzieć, gdzie szukać.

Wegetarianie mają tu zaskakująco łatwo. Kuchnia buddyjska, obecna niemal wszędzie, oferuje mnóstwo dań bez mięsa, bez ryb, za to z tofu, warzywami, grzybami i sosami, które robią robotę.

Szukaj knajpek z napisem “chay” – to znaczy wegetariańskie. I nagle masz całą kartę dań, gdzie nie musisz pytać kelnera “czy to na pewno bez mięsa?” cztery razy.

Dla zwolenników mięsa tu zaczyna się prawdziwa uczta. Grillowana wieprzowina, aromatyczna wołowina, kacze udka w ziołach, żeberka w karmelizowanym sosie. Do tego dania, które mogą nie być dla każdego jak żaba w panierce albo wąż w alkoholu ryżowym. Dla odważnych. Ale podobno dobre. Podobno.

Mięso w Wietnamie często pojawia się w małych ilościach, jako dodatek, nie główny aktor. Więc nawet jak go unikasz, wystarczy poprosić o wersję bez i dostaniesz miskę pełną smaku.

Z kolei jeśli mięso to Twoja religia – spokojnie, tu mają nawet zupę z krwią. Dla każdego coś mięsnego.

✍️ Autorem posta jest Matylda
Miłośniczka podróży z ponad czterdziestoma odwiedzonymi krajami oraz 8-letnim stażem w Egipcie. Do skrobania w internecie przekonałam się dopiero rok temu na swoim "egipskim" blogu, ale już teraz mogę powiedzieć, że kocham to co robię. Jak nie siedzę tutaj, działam w branży MLM, pieszczę swojego psa Henia i dokarmiam wszystkie bezdomne koty w okolicy.
Photo of author