Gdzie lecieć do Emiratów - zdjęcie featured

Gdzie lecieć na wakacje do Emiratów Arabskich? (nie tylko Dubaj)

Dodane:
|
Photo of author
Alan

Na tej stronie znajdziesz oferty sponsorowane, a także wyszukiwarkę wczasów od naszego partnera - Wakacje.pl.

Jeśli właśnie wpisujesz w Google gdzie lecieć do Emiratów Arabskich, to masz przed sobą pytanie bardziej złożone niż się wydaje.

Bo Zjednoczone Emiraty Arabskie to nie tylko Dubaj i basen infinity z widokiem na pustynię. To aż siedem emiratów. Każdy z własnym stylem, pomysłem na życie i turystę.

Tu nie chodzi o to czy będzie ciepło, tylko jaki klimat Ci pasuje. Luksus? Kultura? Spokój? Szaleństwo zakupów? W Emiratach da się to wszystko… ale niekoniecznie w jednym miejscu naraz.

Specjalnie dla Ciebie rozłożyliśmy Emiraty na części pierwsze. Bez biurowego nadęcia, za to z konkretem, który przyda Ci się przy planowaniu urlopu.

Zobacz, gdzie jechać do Emiratów, żeby nie utknąć w hotelowym lobby z myślą „może trzeba było jednak ten inny emirat”.

Najlepsze kierunki Emiratów Arabskich – w skrócie

Zanim przejdziemy do szczegółowej analizy każdej z destynacji, oto info w pigułce:

  • Na luksus i nowoczesność: Dubaj (wieżowce, plaże, rozrywka), Abu Zabi (klasa, meczet Szejka Zayeda, Luwr i tor F1).
  • Na kulturę i autentyczność: Sharjah (muzea, stare miasto, klimat sprzed Instagrama), Ajman (spokój, port i lokalne jedzenie), Umm Al Quwain (natura, laguny, zero pośpiechu).
  • Na przygodę i naturę: Ras Al Khaimah (góry, tyrolka, quady i plaże), Fujairah (nurkowanie, góry Al-Hadżar, zero tłumu).
  • Z dziećmi: Dubaj (parki rozrywki, plaże, atrakcje rodzinne), Abu Zabi (Warner Bros, Ferrari World, Yas Waterworld), Sharjah (muzea edukacyjne i spokojny klimat).

UWAGA: Wybór odpowiedniego miejsca na wakacje jest tak samo ważny jak to kiedy jechać. Upewnij się, że celujesz w odpowiedni termin, czytając nasz poradnik dotyczący tego kiedy najlepiej lecieć do Emiratów Arabskich.

Dubaj

Dubaj, UAE
fot. dblight (Getty Images Signature) via Canva.com

Dubaj to bez wątpienia wizytówka Emiratów Arabskich i zarazem najlepsza destynacja na „pierwszy raz” w tym kraju.

Punktem obowiązkowym jest oczywiście Burj Khalifa. Wjazd na taras widokowy to przeżycie warte każdego dirhama, szczególnie przy zachodzie słońca.

Obok znajduje się Dubai Mall, czyli galeria tak wielka, że zgubisz się zanim znajdziesz fontannę. A jak już znajdziesz – zostajesz na pokaz światła i muzyki. Za każdym razem inny, za każdym razem efekt „wow”. Potem można skoczyć do akwarium w środku centrum handlowego. Albo na stok narciarski (tak, naprawdę).

Dubaj to nie tylko futurystyczne wieżowce. Wystarczy przejechać się do dzielnicy Al Fahidi, by poczuć klimat starego miasta. Wąskie uliczki, wiatraki, muzea, galerie… wszystko z duszą i bez marmuru. Przeskocz łódką zwaną abra na drugi brzeg i masz Deirę z jej bazarami: złoto, przyprawy, tkaniny.

Na fanów plażowania czekają JBR Beach i La Mer. Obie są nieskazitelnie czyste, zadbane, z promenadą, palmami i opcją na smoothie, burgera albo… ośmiornicę. A jeśli masz więcej czasu, wypożycz samochód i rusz na pustynię.

Dubaj to też raj dla rodzin z dziećmi. Dubai Parks and Resorts z Legolandem, Motiongate i Bollywood Park to wakacyjne eldorado. Do tego Dubai Aquarium, IMG Worlds of Adventure (największy kryty park rozrywki na świecie!) i dziesiątki hoteli z kids clubami, zjeżdżalniami i basenami, których nie powstydziłby się Aquaman.

Dla kogo Dubaj? Dla każdego… kto chce doświadczyć czegoś totalnie innego niż wszystko, co zna. Dla tych, którzy lubią spektakularność, wygodę, kontrasty i poczucie, że jak już gdzieś lecieć, to tam, gdzie spełnia się więcej niż jedno marzenie. Dla fanów nowoczesności, ale i tych, którzy docenią lokalne smaki, tradycję i rozmach, który się po prostu nie nudzi.

Abu Zabi

Abu Zabi, UAE
EXTREME PHOTOGRAPHER (Getty Images Signature) via Canva.com

Abu Zabi to jak starszy, spokojniejszy brat Dubaju. Też ma pieniądze, też ma rozmach, ale nie musi tego pokazywać co pięć minut. Jest jeszcze czyściej, szerzej, bardziej zielono i… jakoś tak dojrzalej.

Z jednej strony masz błyszczące wieżowce i luksusowe resorty, a z drugiej miejsca, gdzie naprawdę czuć arabską kulturę, a nie tylko folder turystyczny.

Największy hit? Bez dwóch zdań Meczet Szejka Zayeda. Monumentalny, biały, błyszczący – wygląda jak pałac z bajki o sułtanach, tylko że naprawdę istnieje. Wstęp wolny, klimat niesamowity, a zdjęcia wychodzą tak dobrze, że ludzie pytają, czy to AI. Nawet jeśli widziałeś już 30 innych świątyń, ta zostaje w pamięci.

Dla fanów kultury jest też Luwr Abu Zabi. Tak, mają tu swoją wersję paryskiego muzeum i nie, nie jest to kopia. Przeciwnie, to nowoczesna przestrzeń ze świetną kolekcją i architekturą, która wygląda jakby unoszona była przez wodę. W środku trochę sztuki, trochę historii i bardzo dużo „wow”.

A jak już nacieszysz oczy sztuką i marmurem, czas na coś lżejszego. Corniche, czyli nadmorska promenada, to idealne miejsce na spacer, rower, rolki, bieganie (dla ambitnych) albo po prostu gapienie się na wodę z ławką i lodami. Plaże są szerokie, czyste i zadbane, a morze spokojne.

Nie można też pominąć wyspy Yas, czyli strefy atrakcji z opcją „dzień to za mało”. Ferrari World z najszybszym rollercoasterem na świecie, Warner Bros World dla fanów Batmana i Bugs Bunny’ego, Yas Waterworld z wodnymi zjeżdżalniami, które potrafią zmoczyć do duszy. I jeszcze tor Formuły 1, po którym da się przejechać (jeśli masz odwagę i odpowiednio gruby portfel).

Dla kogo Abu Zabi? To świetny wybór dla tych, którzy cenią sobie klasę, spokój i równowagę między nowoczesnością a tradycją. Dla par, rodzin, podróżników kulturalnych i tych, którzy kochają zwiedzać, ale nie lubią się spieszyć.

Sharjah

Sharjah, UAE
fot. LINO V THOMAS (Getty Images) via Canva.com

Sharjah to emirat, który mówi: „Hej, nie wszystko musi błyszczeć jak Dubaj, żeby robiło wrażenie”.

Tu nie znajdziesz najwyższych budynków świata ani klubów z DJ-em na dachu. Zamiast tego masz meczety, muzea, lokalne targi i klimat jak sprzed czasów, kiedy wszystko stało się „instagramowe”. To najbardziej konserwatywny z emiratów, ale jednocześnie najbardziej autentyczny. Dla niektórych nudny… dla innych ukryta perełka.

W centrum wszystkiego jest Heart of Sharjah. To odrestaurowana część starego miasta, która żyje historią. Tu znajdziesz domy z koralowca, galerie, warsztaty rzemieślnicze i kawiarnie, w których podają kawę z kardamonem, nie latte z mlekiem migdałowym. Spacerując między budynkami czujesz, że czas trochę zwalnia. Co nie znaczy, że jest cicho, bo lokalne życie toczy się tu całkiem głośno.

Jeśli lubisz muzea, Sharjah będzie dla Ciebie jak szwedzki stół. Sharjah Museum of Islamic Civilization, Art Museum, Calligraphy Museum, Museum of Heritage – i to tylko początek. Każde inne, każde dobrze przygotowane, każde warte wizyty. Co ciekawe, ceny biletów nie zwalają z nóg. Czasem w ogóle ich nie ma.

Sharjah ma też swoje plaże, i to całkiem ładne – zwłaszcza te po stronie Khor Fakkan, czyli oddzielnej enklawy emiratu nad Zatoką Omańską. Tam woda jest czystsza, krajobraz bardziej górzysty, a turystów znacznie mniej.

Dla dzieci też jest kilka świetnych miejsc. Sharjah Aquarium, Science Museum i Discovery Centre to opcje, które uczą i bawią. Do tego parki, placówki edukacyjne, ogródki tematyczne i rodzinne festiwale. To nie jest Disneyland, ale za to dzieciaki dowiedzą się czegoś więcej niż jak wygląda maskotka w kostiumie.

Warto też wiedzieć, że Sharjah to suchy emirat. Dosłownie. Nie kupisz tu alkoholu, nie wypijesz drinka z palemką przy basenie, nie znajdziesz nocnych klubów. Ale… jeśli nie potrzebujesz drinka, żeby mieć dobry humor, to nawet tego nie zauważysz. A jakby co – Dubaj jest 20 minut jazdy dalej.

Dla kogo Sharjah? To świetna opcja dla tych, którzy chcą poznać Emiraty od strony, której nie ma na billboardach. Dla rodzin, pasjonatów historii, studentów kierunków humanistycznych i wszystkich, którzy lubią, gdy wakacje czegoś uczą. Nie ma tu blasku, ale jest głębia. I czasem to lepsze niż kolejny błyszczący rooftop bar.

Ras Al Khaimah

Ras Al Khaimah, UAE
fot. Stefan Tomic (Getty Images Signature) via Canva.com

Ras Al Khaimah to najdalej wysunięty na północ emirat, który postanowił, że nie będzie konkurował z Dubajem, tylko zrobi swoje. I robi to dobrze.

Mniej wieżowców, więcej natury. Mniej złota w lobby, więcej piasku pod stopami. To miejsce, które potrafi zaskoczyć – i to w najlepszy możliwy sposób.

Zaczynamy od Jebel Jais. To najwyższy szczyt Emiratów i miejsce dla tych, którzy chcą zobaczyć, że Emiraty to nie tylko piasek, ale i skały, serpentyny i widoki jak z Marsa. Można tu wjechać autem (polecamy), zrobić trekking, nocować w górskim glampingu albo… zjechać najdłuższą tyrolką na świecie. Zjazd trwa ponad dwie minuty i kończy się uśmiechem do końca dnia (albo lekką histerią – zależy od poziomu odwagi).

Dla fanów plaż też coś się znajdzie. Hotele przy Al Marjan Island mają prywatne kawałki plaży z miękkim piaskiem, spokojną wodą i palmami ustawionymi tak równo, że aż chce się je policzyć. A jak nie hotele, to dzikie fragmenty wybrzeża – mniej tłoczne, bardziej lokalne, idealne na relaks i książkę.

Co ciekawe, Ras Al Khaimah ma też bogatą historię. W centrum znajdziesz Fort National Museum, który pokazuje, jak wyglądało życie Beduinów przed wynalezieniem klimatyzacji. Są też zrekonstruowane wioski perłowe, dawne chaty i fortyfikacje, które robią większe wrażenie niż kolejna galeria handlowa. A wszystko w klimacie autentyczności, a nie „tematycznego parku w stylu arabskim”.

Ras Al Khaimah to też świetna baza na aktywności. Można nurkować, można pływać kajakiem po mangrowcach, można jeździć quadem po pustyni, a wieczorem – kolacja w obozie z sziszą i baranem z grilla.

W dodatku ceny są bardziej przyjazne niż w sąsiednich emiratów, więc budżet się nie gotuje.

Dla kogo Ras Al Khaimah? To świetny wybór dla tych, którzy mają dosyć tłumów, ale nadal chcą czegoś „emirackiego” w klimacie. Dla par, rodzin, osób szukających natury, spokoju i odrobiny przygody. Idealny balans między relaksem a atrakcjami – bez świecących ekranów co 10 metrów i bez poczucia, że jesteś tylko kolejnym numerkiem w recepcji.

Fujairah

Fujairah, UAE
fot. Creative Family (Getty Images) via Canva.com

Fujairah to jedyny emirat, który nie leży nad Zatoką Perską. I właśnie dlatego ma zupełnie inny klimat niż jego bardziej znani bracia.

Tu nie zobaczysz wieżowców z dronem nad głową co 15 sekund. Zamiast tego masz Góry Al-Hadżar, surowe wybrzeże i wodę, która wygląda jakby była zamówiona prosto z katalogu „turkus 2.0”. Mniej kiczu, więcej natury. Mniej błyskotek, więcej przestrzeni.

Już sama droga do Fujairah to przeżycie. Przecinasz skaliste pasma gór, mijasz wioski z meczetami i wielbłądami pasącymi się wzdłuż asfaltu. Naprawdę, można tu zapomnieć, że jesteś w kraju, który ma najwięcej luksusowych aut na mieszkańca. A po dotarciu – spokój. Cisza. I plaże, których nie trzeba dzielić z tysiącem turystów z all inclusive.

Dla fanów nurkowania i snorkelingu to strzał w dziesiątke. Wody przy Snoopy Island to jedne z najczystszych i najciekawszych w całych Emiratach. Rafa koralowa, kolorowe ryby, żółwie… A wszystko dostępne nawet dla totalnych laików. Nie trzeba być PADI Pro, żeby mieć frajdę. I nie trzeba płynąć pół dnia statkiem, bo wszystko jest pod nosem.

Jeśli lubisz zwiedzać, a nie tylko się moczyć, Fujairah Fort to obowiązkowy punkt. Jest to najstarszy fort w Emiratach, zbudowany z gliny i kamienia, stoi dumnie na wzgórzu i patrzy na miasto jak sędzia z przeszłości. Obok Heritage Village, gdzie można podejrzeć, jak wyglądało życie Beduinów zanim weszły karty kredytowe i windy panoramiczne.

Warto też zajrzeć do Meczetu Al-Bidyah, czyli najstarszego meczetu w kraju. Małe, gliniane cudo otoczone górami i ciszą. Żadnych neonów, żadnych tłumów. Po prostu kawałek historii, który działa na wyobraźnię.

Dla kogo Fujairah? To propozycja dla tych, którzy chcą odsapnąć. Dla par, nurków, introwertyków, fanów natury i tych, którzy mają dość „Dubaju w trybie turbo”. Świetna baza na weekendowy wypad z Dubaju (2 godziny autem), albo jako alternatywa na dłuższy urlop – bez tłoku, bez plastiku i z dużą dawką prawdziwego, niezmanierowanego Emiratu.

Ajman

Ajman, UAE
fot. Kyrylo Neiezhmakov (Getty Images) via Canva.com

Ajman to taki emirat, o którym większość ludzi przypomina sobie dopiero wtedy, gdy zobaczy znak przy autostradzie między Dubajem a Sharjah. A szkoda, bo to miejsce ma sporo do zaoferowania.

Nie świeci tak jak Dubaj, nie ma muzeów jak Sharjah, ani gór jak Ras Al Khaimah… ale właśnie dzięki temu można tam naprawdę odpocząć. Bez tłoku, bez presji, bez pośpiechu.

Wybrzeże to największy atut Ajmanu. Szeroka, spokojna plaża z drobnym piaskiem i ciepłą wodą Zatoki Perskiej. Hotele – od butikowych do sieciówek – mają własne kawałki plaży i często serwują wakacyjny luz w wersji bardzo komfortowej. Nie trzeba się bić o leżaki. Nikt nie goni za Instagramem. Po prostu relaks. I dokładka hummusu.

Jeśli lubisz spacery, to Corniche w Ajmanie zrobi robotę. Nadmorska promenada, palmy, kawiarenki z sokami i rodzinny klimat. Zamiast luksusowych butików – lokalne sklepy. Zamiast nocnych klubów – dzieci na rowerkach i panowie grający w domino. A wieczorami – zapach grilla i dym sziszy. Zero nadęcia, 100% życia codziennego.

Dla fanów historii też coś się znajdzie. Ajman Fort to dobrze zachowany zamek z czasów, gdy Emiraty nie znały jeszcze klimatyzacji i ropy. W środku trochę artefaktów, trochę tablic informacyjnych, trochę piasku. Do tego Ajman Museum, które w prosty, ale treściwy sposób pokazuje przeszłość regionu. Bez efektów specjalnych, ale za to z klimatem.

Warto też zwrócić uwagę na lokalny port i targ rybny, czyli miejsce, gdzie wciąż widać, że Ajman żyje handlem i morzem. Można tu kupić świeżutkiego tuńczyka, krewetki, kalmary… a potem zjeść je w knajpce za rogiem, gdzie siedzi się na plastikowych krzesłach, ale jedzenie jest pierwsza klasa. Autentyczność gwarantowana.

Dla kogo Ajman? To propozycja dla tych, którzy chcą zwolnić. Dla par szukających spokoju, dla rodzin z małymi dziećmi, dla solo podróżników z książką i dla wszystkich, którzy mają ochotę zobaczyć Emiraty od nieco bardziej lokalnej strony. Bez feerii świateł, ale z uśmiechem sprzedawcy falafela, który pamięta Cię z wczoraj.

Umm Al Quwain

Umm Al Quwain, UAE
fot. typhoonski (Getty Images) via Canva.com

Umm Al Quwain to najmniej znany, najmniej zatłoczony i zdecydowanie najmniej „instagramowy” z wszystkich siedmiu emiratów. I właśnie dlatego warto tu zajrzeć.

Bo jeśli szukasz miejsca, gdzie nikt nie liczy followersów na plaży, a jedyną kolejką jest ta do budki z herbatą – jesteś w domu. Albo raczej w oazie ciszy i spokoju.

Na pierwszy rzut oka niewiele tu się dzieje. Ale to tylko pozory. Wystarczy zjechać z głównej drogi i nagle jesteś w zupełnie innym świecie. Są laguny, rozlewiska, małe wysepki i mangrowce, które robią robotę dla każdego fana natury. Do tego rybak w łódce i ptaki, które nie widziały jeszcze drona. Zero betonu. Maksimum spokoju.

Plaże w Umm Al Quwain są surowe, naturalne, często puste. Idealne na długi spacer albo piknik o zachodzie słońca. Nie znajdziesz tu beach clubów z DJ-em, ale znajdziesz miejsce na ręcznik bez ryzyka, że ktoś postawi Ci stopę na głowie. A jak chcesz trochę luksusu, to kilka hoteli w stylu boutique ma dostęp do pięknych, kameralnych plaż. Cisza w standardzie.

Jedną z największych atrakcji jest Dreamland Aqua Park – najstarszy park wodny w Emiratach, który wygląda jak żywcem wyjęty z lat 90. Ma swój urok, sporo zjeżdżalni, basenów i stref dla dzieciaków. To nie jest Disney, ale dzieciaki się wyszaleją, a dorośli mogą poleżeć z lemoniadą.

Jeśli jesteś fanem przyrody, koniecznie odwiedź Sinniyah Island – rezerwat przyrody, pełny różnorakich gatunków ptaków. Trzeba się tam dostać łodzią, ale warto. Flamingi, kormorany, różne dziobate stwory, których nazw nie da się wymówić. Do tego cisza, przestrzeń i ten moment, gdy przypominasz sobie, że urlop miał być właśnie taki.

Życie nocne? Nie ma. Zakupy? Skromnie. Ale jest za to klimat jak z czasów, kiedy urlop nie oznaczał pięciu stories dziennie. Można tu po prostu być. Posiedzieć z herbatą, pogapić się w morze, pogadać z lokalnymi, pojechać na rynek rybny albo do portu. Jest coś kojącego w tej prostocie. Coś, czego nie kupisz w centrum handlowym.

Dla kogo Umm Al Quwain? To propozycja dla tych, którzy chcą uciec. Dosłownie. Dla minimalistów, introwertyków, birdwatcherów, rodzin z małymi dziećmi i wszystkich, którzy marzą o urlopie bez krzyku. Idealne miejsce na reset, detoks od ekranów i przypomnienie sobie, że „nicnierobienie” to też pełnoprawny plan dnia.

✍️ Autorem posta jest Alan
Od 2004 roku, kiedy to w wieku 12 lat pierwszy raz wylądowałem na zagranicznych wakacjach z mamą (Grecja, Nei Pori), wiedziałem, że moją życiową pasją będą podróże i poznawanie nowych krajów. Do dziś dopinam swego, a od 2020 roku mam ogromne szczęście mieszkać nad Morzem Karaibskim. Na liście mam ponad 30 odwiedzonych krajów i systematycznie dokładam nowe.
Photo of author