Atrakcje turystyczne RPA - zdjęcie featured

Największe atrakcje turystyczne RPA (sprawdź, co warto zobaczyć)

Dodane:
|
Photo of author
Matylda

Na tej stronie znajdziesz oferty sponsorowane, a także wyszukiwarkę wczasów od naszego partnera - Wakacje.pl.

Notka od autora: W tym artykule poznasz wszystkie atrakcje turystyczne RPA, które warto zobaczyć podczas wakacji. Jeśli myślisz, że to tylko safari z aparatem w ręku to niestety (albo stety!), ale jesteś w błędzie. Zapraszam do lektury.

RPA to kraj, który robi wszystko na grubo. Tu nie ma półśrodków… są góry wyglądające jak z tapety, oceany pełne wielorybów, pustynie, kaniony, pingwiny i… pingwiny na plaży.

To właśnie tu można jednego dnia wspiąć się na Górę Stołową, a drugiego nurkować z rekinami. Tu miasta mają więcej charakteru niż niejeden serialowy bohater. A przyroda wciska Ci się do bagażu tak, że po powrocie wciąż znajdujesz piasek z Kapsztadu w butach.

Nie wiesz, co zobaczyć w RPA podczas zbliżającego się wypadu? Spokojnie, zaraz pokażemy Ci największe perełki!

Atrakcje turystyczne RPA w pigułce

Krótka odpowiedź: Największe atrakcje RPA to Kapsztad z Górą Stołową i plażą z pingwinami, Park Krugera (idealny na safari), spektakularna trasa Garden Route, legendarny Przylądek Dobrej Nadziei, historyczna Robben Island, zapierający dech kanion Blyde River, pełen kontrastów Johannesburg z Soweto oraz winnice Stellenbosch i Franschhoek.

Bardziej szczegółowe (oraz dodatkowe) informacje znajdziesz w dalszej części artykułu.

Cape Town i Góra Stołowa

Widok z drona na panoramę Cape Town oraz Góry Stołowej
Góra Stołowa to prawdziwa wizytówka Cape Town, ale i całego RPA / fot. Alexcpt z Getty Images (via Canva.com)

Jeśli myślisz jakie atrakcje turystyczne RPA warto zobaczyć, to Cape Town wyskakuje jak pierwsza kulka popcornu. I słusznie.

Cape Town, a dla Polaków po prostu Kapsztad, to miasto, które ma wszystko: ocean, góry, historię i klimat, którego nie da się podrobić. A nad tym wszystkim króluje ona – Góra Stołowa, czyli Table Mountain. Płaska jak stół, a widok z niej… no cóż, musisz sam tam wejść, żeby zrozumieć o co nam chodzi.

Możesz szybko i wygodnie wjechać kolejką linową, z obrotową kabiną, żeby każdemu coś „skapnęło” z panoramy.

Ale jeśli masz ochotę się spocić i poczuć jak zdobywca, to trekking na szczyt da Ci satysfakcję nie do opisania. Widoki po drodze robią robotę, a satysfakcja na górze to definicja endorfinowego haju.

Na dole nie odpuszczaj kolorowej dzielnicy Bo-Kaap, która wygląda jak z filmu dla dzieci. Domki w odcieniach różu, limonki i turkusu, brukowane uliczki, zapach przypraw i historia, którą warto poznać.

A jak już zrobisz rundkę po centrum, to skocz do portowej dzielnicy V&A Waterfront, która została przerobiona na kulinarno-zakupowe centrum. Można jeść, można patrzeć na statki, można po prostu siedzieć z piwem i udawać, że masz jacht (my też tak robiliśmy).

No i pingwiny na Boulders Beach. Tak, dobrze czytasz – pingwiny! Na plaży! W RPA! Wchodzisz na pomost, patrzysz na te małe, eleganckie stwory i przez chwilę czujesz się jak w National Geographic. Tylko bliżej. I zabawniej.

Jeśli mielibyśmy polecić tylko jedno miejsce z całego kraju… to sorry, nie da się. Ale Cape Town to obowiązkowy punkt, bo tu po prostu wszystko gra.

Park Krugera

Rodzina zebr stojąca na drodze w Parku Krugera w RPA
Jak safari w RPA, to tylko Park Krugera! / fot. Utopia_88z Getty Images Pro (via Canva.com)

Masz ochotę poczuć się jak bohater w filmie „Król Lew”, tylko bez śpiewania z hienami? To Park Krugera jest miejscem, gdzie bajka zamienia się w rzeczywistość.

To jeden z największych i najsłynniejszych rezerwatów przyrody w całej Afryce. I jeśli traktujesz atrakcje turystyczne RPA jako kluczowy punkty wyjazdu, to safari w Krugerze musi być w czołówce listy. Bez negocjacji.

Tu nie ma klatek, nie ma barierek, nie ma dublerów. Jest 100% dzikiej natury: żyrafy, lwy, słonie, hipopotamy, lamparty, nosorożce i cała reszta ekipy. To właśnie tu możesz upolować tzn. Big Five (oczywiście tylko aparatem), a każdy widok zza szyby samochodu to jak kadr z dokumentu BBC.

Big Five Safari (Wielka Piątka) to przygoda w Afryce, podczas której można zobaczyć Wielką Piątkę zwierząt: słonia, lwa, lamparta, afrykańskiego bawoła i nosorożca.

Możesz wybrać wycieczkę z przewodnikiem, z otwartym samochodem terenowym – z kimś, kto wie, gdzie kręcą się koty i kiedy lepiej nie wysiadać z auta.

Albo (jeśli czujesz się pewnie) zrobić to na własną rękę, wynajętym autem, z mapą w ręce i dreszczykiem emocji w tle. I nie, to nie jest niebezpieczne – pod warunkiem, że stosujesz się do zasad. Lew nie zapuka do szyby, dopóki nie będziesz głaskać jego młodych.

A pomysł na spędzenie nocy w rezerwacie? Kruger to doświadczenie, które zostaje z Tobą na zawsze. I nie przesadzamy ani trochę.

Garden Route

Widok na końcową fazę Garden Route przy Cape Town, RPA
Pod kątem road-tripów, Garden Route przy Cape Town nie ma sobie równych / fot. holgs z Getty Images Signature (via Canva.com)

Jeśli kochasz roadtripy, wiatr we włosach i playlistę na cały dzień jazdy, to Garden Route jest Twoim miejscem na ziemi. A może raczej: na asfalcie.

To trasa, która ciągnie się przez wybrzeże Południowej Afryki, wijąc się między górami, oceanem i zielenią, której nie powstydziłby się nawet Photoshop. Walory turystyczne RPA potrafią zaskoczyć, ale ta droga… ona wciąga na maksa.

Zaczynasz zwykle w okolicach Mossel Bay, a potem… hulaj dusza! Zatoki, dzikie plaże, lasy, góry i klify, które wyglądają jak z bajki. Każdy kilometr to nowy widok, a każda miejscowość ma swój własny klimat.

Tu nie chodzi o to, żeby się spieszyć. Garden Route wymaga stylu „slow” czyli zatrzymuj się, gdzie tylko coś Cię woła (a woła cały czas).

  • Knysna: Urokliwe miasteczko z laguną, świetnymi knajpkami i… ostrygami.
  • Plettenberg Bay: Raj dla fanów plażowania, surfingu i szukania delfinów z brzegu.
  • A jak chcesz się poczuć jak w dżungli, to Tsitsikamma National Park czeka z wiszącymi mostami, szlakami przez las deszczowy i spacerami nad klifami.

I teraz pytanie: czy warto się gdzieś zatrzymać na dłużej? No jasne! Garden Route to nie trasa typu „przejazdówka” – tu trzeba zostać, przysiąść, popatrzeć. Spędzić noc w domku na drzewie, zjeść śniadanie z widokiem na ocean, i zapomnieć, jak się nazywasz. Tak działa ta droga… resetuje system.

Więc jeśli chcesz, żeby atrakcje turystyczne RPA były nie tylko celem, ale też samą drogą to jedź go Garden Route. I nie bierz powrotnego biletu za wcześnie.

Cape of Good Hope

Tabliczki przedstawiające Cape of Good Hope przy Cape Town, RPA
Jeśli chcesz dosłownie znaleźć się na krańcu świata, przyjedź do Cape of Good Hope / fot. holgs z Getty Images Signature (via Canva.com)

Jeśli zawsze chciałeś stanąć tam, gdzie kończy się kontynent, a zaczyna wielka nieznana, to witaj na Przylądku Dobrej Nadziei.

To nie tylko kawałek skały nad oceanem. To symbol, legenda i jeden z tych punktów, które po prostu trzeba odhaczyć. Bo atrakcje turystyczne RPA bez tego miejsca są jak safari bez słonia – coś nie gra.

Sam spacer po klifach to już przygoda. Masz wiatr, który potrafi przestawić Ci fryzurę o dekadę do przodu, dzikie małpy kradnące kanapki (i okulary!), no i oczywiście widok, który rozwala system. Dwa oceany, fale tłukące o skały, latarnia morska w tle. Totalny koniec świata. I dokładnie o to chodzi.

A czy warto jechać, mimo że czasem jest tłoczno? Warto. Jak diabli. Zrób to nawet jak musisz przeczekać kolejkę do zdjęcia przy słynnym znaku „Cape of Good Hope”. To zdjęcie trafia do ramki, na Instagram i do serca. Bo to miejsce robi wrażenie. Nawet jeśli widziałeś już sporo w życiu.

Niektórzy mówią, że to najbardziej fotogeniczne miejsce w RPA. I my się nie kłócimy. Bo między błękitem oceanu, skalistym brzegiem i legendą portugalskich żeglarzy naprawdę trudno o lepszy kadr.

Więc jeśli pytasz, co zobaczyć w RPA i chcesz się poczuć jak odkrywca z dawnych czasów, to Przylądek Dobrej Nadziei czeka. Z wiatrem, falami i klimatem, którego nie da się opisać – trzeba tam po prostu być!

Robben Island

Widok na latarnię morską na Robben Island, RPA
Chcesz surowej lekcji historii? Odwiedź Robben Island / fot. steve_is_on_holiday z Getty Images Signature (via Canva.com)

Jeśli szukasz atrakcji, które nie tylko zachwycają, ale też zachęcają do głębszych refleksji, to Robben Island jest miejscem obowiązkowym.

To nie jest kolejny ładny widoczek ani punkt na mapie do odhaczenia. To żywa lekcja historii RPA. I jedna z tych chwil, kiedy człowiek cichnie, patrzy przed siebie i mówi: „wow…”.

To właśnie tutaj, na tej niepozornej wyspie niedaleko Kapsztadu, przez 18 lat więziono Nelsona Mandelę. A wraz z nim setki innych opozycjonistów, którzy walczyli z apartheidem.

Dziś wciąż widać ich ślady… cele, podwórka, ogrodzenia. Tylko już nie z kratami, a z przewodnikami, którzy naprawdę wiedzą, o czym mówią.

Bo tu nie oprowadzają nudni przewodnicy z mikrofonem. Tu oprowadzają byli więźniowie. Serio. Ludzie, którzy tam siedzieli, opowiadają o tym, jak to było naprawdę. Żadnych ściem, żadnych scenariuszy, tylko samo życie. I właśnie to robi największe wrażenie. Nie tabliczki. Nie zdjęcia. Tylko słowa ludzi, którzy to przeżyli.

Rejs z Cape Town trwa kilkadziesiąt minut i sam w sobie jest klimatyczny z widokiem na Górę Stołową i miasto, które wygląda jak z pocztówki. Ale to, co czeka na końcu, to już zupełnie inna bajka. Robben Island zostaje w głowie na długo. Nie przez widok. Przez prawdę, którą niesie.

Blyde River Canyon

Widok z drona na Blyde River Canyon w RPA
RPA też ma swój kanion / fot. Daniele Codegoni z Getty Images Pro (via Canva.com)

Jak słyszysz „kanion”, to pewnie myślisz o tym słynnym w USA. Ale spokojnie, RPA też ma swój wielki kanion i to nie byle jaki.

Blyde River Canyon to jeden z największych na świecie, ale uwaga: to największy zielony kanion na Ziemi. Czyli nie gołe skały i kurz, tylko zieleń, wodospady i widoki jak z animacji.

Całość rozciąga się na ponad 25 kilometrów, a momentami ma 800 metrów głębokości. Jak staniesz przy barierce, to nogi trochę miękną, ale wrażenia są warte każdej sekundy.

Najlepszy sposób na zwiedzanie? Panorama Route. To trasa, która prowadzi wzdłuż kanionu i oferuje punkty widokowe, które wyrywają z butów.

  • Three Rondavels: trzy skalne „chatki” wyglądające jak z bajki.
  • God’s Window: miejsce, gdzie przy dobrej pogodzie widzisz aż po Mozambik.
  • Bourke’s Luck Potholes: dziury w skałach, które natura wymyśliła chyba tylko po to, żeby turyści robili „wow!”.

A gdzie się zatrzymać? Graskop albo Hazyview to dobre bazy wypadowe. Blisko wszystkiego, klimatycznie i z opcją pysznego jedzenia po całym dniu podziwiania widoków.

Można też szukać noclegów w domkach z widokiem, bo czemu nie budzić się przy takim krajobrazie?

Johannesburg i Soweto

Widok z wysokiego piętra na panoramę Johannesburga, RPA
Johannesburg oferuje bardziej surowe, autentyczne RPA niż Kapsztad / fot. Jacek_Sopotnicki z Getty Images (via Canva.com)

Johannesburg to trochę taki niegrzeczny brat Kapsztadu.

Mniej plaż, więcej betonu. Mniej zdjęć na Instagram, więcej historii, która naprawdę coś znaczy. Ale nie daj się zwieść, gdyż to miasto żyje, pulsuje, zmienia się i wciąga jak serial, w którym każdy odcinek to inna emocja.

Zacznij od Muzeum Apartheidu. To nie jest typowe „chodzimy, czytamy tabliczki i wychodzimy”. To mocna, momentami trudna lekcja, ale konieczna. Tam naprawdę czuć ciężar historii i siłę tych, którzy ją zmienili.

Potem ruszaj do Soweto. Nie, nie samowolka i nie tylko zwiedzanie zza szyb. Najlepiej z lokalnym przewodnikiem, który pokaże Ci domy Nelsona i Winnie Mandelów, opowie o protestach, o codzienności i o tym, jak z chaosu wyrasta nadzieja.

A w międzyczasie wpadniecie na jakiś targ, zjecie coś z ulicznego grilla i pogadacie z mieszkańcami. Autentyk.

A co z samym Johannesburgiem? Wbrew opiniom ma swoje klimaty. Fajne kawiarnie, galeria sztuki w Maboneng, street art, który rozwala system, i scena muzyczna, która nie śpi.

Miasto jest pełne kontrastów, ale właśnie w tym jego urok. I jeśli się go nie boisz, odpłaci się porządnym doświadczeniem.

Więc pytanie: czy warto zostać tu dłużej niż na jedną noc? Zdecydowanie tak. Jedna noc to tylko przesiadka. A Johannesburg i Soweto zasługują na więcej. Przynajmniej dwa dni, żeby wejść pod powierzchnię i zobaczyć, że atrakcje turystyczne RPA to nie tylko ładne widoczki, ale też historie, które zostają z Tobą na długo.

Winnice regionu Stellenbosch i Franschhoek

Lampka wina na tle winnic w RPA
Jak wino, to tylko z takimi widokami w RPA / fot. WLDavies z Getty Images Signature (via Canva.com)

Jeśli Twoje wakacyjne motto to „z widokiem i z kieliszkiem w dłoni”, to witamy w winnej krainie RPA. Stellenbosch i Franschhoek to mekki winopijców z klasą i luzem. Bo tu nie chodzi o napuszoną degustację z notesem w ręce, tylko o przyjemność – taką prosto z winorośli.

Degustacje z widokiem na góry

Tak. I to jakie widoki! Góry w tle, rzędy winorośli pod nogami, a przed Tobą półka z winami, które mają więcej charakteru niż niejedna randka. Możesz jechać od winnicy do winnicy, próbować białych, czerwonych, musujących… A potem odpocząć na trawie z deską serów i dalej żyć jak w reklamie.

W RPA wino to nie tylko produkt, to tradycja. Uprawy sięgają XVII wieku, ale styl – oj, ten styl – jest totalnie współczesny.

I właśnie dlatego atrakcje turystyczne RPA to nie tylko zwierzęta i widoczki, ale też kieliszek wina z historią. I z charakterem.

Co pić?

Pinotage to czerwone wino z pazurem. i duma narodowa RPA. Ale i Chenin Blanc, Sauvignon Blanc, Shiraz – wszystko tu smakuje lepiej. Może to klimat, może słońce, a może fakt, że nikt się tu nie spieszy.

Gdzie jeść?

W każdej winnicy, która ma restaurację, a takich jest sporo. Jedzenie jest lokalne, świeże i podane tak, że aż żal zaczynać od zdjęcia.

Czy warto zostać na noc?

Zdecydowanie tak. Franschhoek i Stellenbosch oferują urocze pensjonaty, luksusowe wille, a nawet noclegi w środku winnicy. Wychodzisz rano na taras, witasz się z winogronami i nie wiesz, czy to jeszcze urlop, czy już życie idealne?

✍️ Autorem posta jest Matylda
Miłośniczka podróży z ponad czterdziestoma odwiedzonymi krajami oraz 8-letnim stażem w Egipcie. Do skrobania w internecie przekonałam się dopiero rok temu na swoim "egipskim" blogu, ale już teraz mogę powiedzieć, że kocham to co robię. Jak nie siedzę tutaj, działam w branży MLM, pieszczę swojego psa Henia i dokarmiam wszystkie bezdomne koty w okolicy.
Photo of author