Co warto zjeść w RPA - zdjęcie featured

Jedzenie w RPA to bajka. Oto, co warto zjeść podczas wizyty

Dodane:
|
Photo of author
Matylda

Na tej stronie znajdziesz oferty sponsorowane, a także wyszukiwarkę wczasów od naszego partnera - Wakacje.pl.

Notka od autora: W dzisiejszym artykule dowiesz się, co warto zjeść w RPA. Już teraz przygotuj się na prawdziwy kulinarny rollercoaster, od grillowanego mięcha po słodko-pikantne wynalazki, których nazwy trudno wymówić, ale łatwo pokochać. Zapraszam do lektury.

Ten kraj potrafi rozpieścić… i to nie tylko widokami! Kuchnia RPA to szalony miks wpływów afrykańskich, europejskich i azjatyckich, który nie ma prawa smakować dobrze… a jednak smakuje. I to jak.

To kraj, w którym braai (czyli grill) to narodowe święto, curry serwuje się na śniadanie, a suszone mięso jest ważniejsze niż chipsy. I co najfajniejsze – tu każdy znajdzie coś dla siebie.

Mięsożercy będą płakać ze szczęścia, wegetarianie zaskoczą się wyborem, a fani dziwnych przekąsek… no cóż, też będą mieć co wspominać.

Co warto zjeść w RPA?

Krótka odpowiedź: Jedzenie w RPA powinno być jednym z głównych punktów wyjazdu. W RPA warto spróbować biltongu, bobotie, bunny chow, pap z chakalaką, grillowanego mięsa zwanego braai, ostrych sosów peri-peri i słodkiego chutneya. Nie zapomnij też o deserach, jak malva pudding i koeksisters, oraz lokalnych, świeżych daniach wegetariańskich.

Bardziej szczegółowe (oraz dodatkowe) informacje znajdziesz w dalszej części artykułu.

Wprowadzenie do kuchni RPA

Jedzenie w RPA jest wyjątkowe.

Dlaczego? Bo to miejsce, gdzie smaki Afryki mieszają się z przyprawami Azji i comfort-foodem z Europy. Trochę jakby ktoś wrzucił do jednego garnka potrawy z całego świata i dodał do tego słońce, chili oraz solidną dawkę lokalnego charakteru.

Tu nawet zwykły sos ma historię, a najprostszy gulasz potrafi być tak dobry, że zamykasz oczy z wrażenia.

Dlatego właśnie kuchnia RPA zasługuje na osobny rozdział wakacji. Serio – możesz nie zdążyć zobaczyć wszystkich parków narodowych, ale jeśli zjesz bobotie, bunny chow i kilka(naście) innych rzeczy, to i tak wycieczkę uznasz za udaną. I nie będziesz głodny do końca tygodnia!

Otwierając listę pt. „co zjeść w RPA”, zacznijmy od narodowego klasyku – czyli suszonego mięsa.

Biltong

Suszone mięso Biltong z RPA, rozłożone na talerzach
Przygotowując listę rzeczy do zjedzenia w RPA, Biltong musi być na samym początku / fot. Aninka Bongers-Sutherland z Getty Images (via Canva.com)

Jeśli w Twoim podróżniczym słowniku słowo „przekąska” to coś więcej niż paczka chipsów z lotniska, to biltong będzie Twoim nowym ulubionym hasłem. To nie tylko suszone mięso. To styl życia.

No dobra, ale czym to się różni od beef jerky, które wpychasz do koszyka w polskim markecie? Biltong jest grubszy, bardziej soczysty i… prawdziwy. Marynowany w occie, przyprawach i suszony powoli. Nie pieczony, nie wędzony, tylko suszony.

Dzięki temu ma teksturę, którą można żuć z godnością, a nie szarpać jak podeszwę.

Wołowina to klasyk, ale jeśli chcesz zaszaleć, to koniecznie dorwij strusia – chudy, lekki, z delikatnym aromatem. Albo idź w pełen safari mood i wybierz biltong z kudu czyli antylopy, która kiedyś patrzyła na zachód słońca w buszu, a dziś robi furorę na talerzu.

Każdy ma swoje kubki smakowe. I każdy bitong jest warty spróbowania!

Gdzie to kupić?

Na każdym rogu! Dosłownie. Sklepy z biltongiem są tu jak piekarnie w Polsce. Zawsze blisko i zawsze pachną tak, że wchodzisz „tylko popatrzeć”, a wychodzisz z pół kilo.

Najlepiej szukać miejsc, gdzie tną biltong na Twoich oczach, bo wtedy masz pewność, że jest świeży i możesz wybrać poziom wysuszenia.

Jak jeść jak lokalny?

Po prostu. Bez widelca, bez talerza, najlepiej z ręki. Przy piwku, w aucie, w plecaku na szlaku. Lokalsi wciskają go do kanapek, dodają do jajecznicy, a niektórzy nawet do sałatki. My mówimy: nie kombinuj, po prostu żuj i delektuj się każdym kęsem.

Bobotie

Miska z afrykańskim daniem Bobotie na drewnianym stole
Południowoafrykańska Bobotie może i wygląda jak lasagna, ale smakuje dużo ciekawiej / fot. Wirestock via Canva.com

Wyobraź sobie lasagne, ale zamiast makaronu masz aromatyczne mięso z curry, zamiast beszamelu zapieczoną mleczno-jajeczną polewę, a całość pachnie przyprawami, rodzynkami i czymś, co przypomina święta… tylko w upale.

Brzmi dziwnie? I tak właśnie ma być.

Bobotie to tradycyjna zapiekanka, która łączy słodkie i słone jak żadna inna. Mielona wołowina albo jagnięcina, przyprawy curry, cebulka, czosnek, czasem rodzynki, czasem migdały, a wszystko razem pachnie tak, że możesz się wzruszyć, zanim jeszcze spróbujesz.

A na wierzchu? Aksamitna warstwa mleka z jajkiem, zapieczona na złoto. Kremowa, lekko chrupiąca, totalnie uzależniająca.

Ten miks smaków może zaskoczyć szczególnie, jeśli do mięsa dorzucają jeszcze chutney albo dżem z moreli. Ale spokojnie, to połączenie działa. I zanim zdążysz powiedzieć „co tu się dzieje?”, jesteś już po trzecim kęsie i prosisz o dokładkę.

Skąd pochodzi?

Bobotie ma malajskie korzenie, a danie trafiło do RPA dzięki społeczności Cape Malay, która połączyła lokalne produkty z wpływami z Azji Południowo-Wschodniej. Efekt? Potrawa, która z czasem stała się symbolem kuchni południowoafrykańskiej. I nie bez powodu – bo to jedno z tych dań, które zjesz raz i zapamiętasz na zawsze.

Bunny chow

Tradycyjne danie południowoafrykańskie, bunny chow, na tle serwetki i stołu
Mało co smakuje lepiej niż domowej roboty Bunny Chow / fot. AJ Paulsen z Getty Images (via Canva.com)

Nie, nie ma tam królika. I tak, to można jeść rękami. Bunny chow to jedno z tych dań, które wyglądają jak eksperyment studenta po imprezie, ale smakują wybornie.

Co warto zjeść w RPA, jeśli nie masz ochoty na elegancką kolację, a chcesz pozytywnie zaskoczyć kubki smakowe? Właśnie bunny chow.

To połówka bochenka chleba wydrążona w środku i wypchana curry. Zwykle do pełna. Wołowe, z kurczakiem, warzywne – ostre, gęste, pachnące przyprawami i olejem, który coś już w życiu przeżył.

Całość wciągasz bez sztućców, odrywając kawałki chleba i maczając w sosie. Brudna robota? Tak. Ale jaka satysfakcjonująca!

Skąd się to wzięło?

Durban, miasto z ogromną społecznością hinduską, to miejsce w którym to danie powstało – początkowo jako szybki lunch dla pracowników, którzy nie mieli czasu ani talerza. I tak to się zaczęło. Dziś bunny chow to kulinarna ikona, a Durban bez tego dania to jak RPA bez safari!

Wiele osób przypisuje bunny chow do kategorii fast-foodów i być może jest w tym trochę racji, ale nie stawiajmy go na tej samej półce co amerykańskie żarcie. To raczej street food z duszą. Tani, sycący, pełen smaku i totalnie bezpretensjonalny.

Pap z chakalaka

Południowoafrykańskie danie Pap z Chakalaka w misce na drewnianym stole
Pap z chakalaka często występuje w obecności pysznych kiełbasek / fot. aninka bongers-sutherland z Alamy (via Canva.com)

Brzmi jak nazwa zespołu grającego na festynie, a to jedno z najbardziej klasycznych dań w RPA.

Pap z chakalaka to duet idealny. Jest skromny, ale robi wrażenie! Jeśli pytasz co warto zjeść w RPA, a masz ochotę na coś w 100% lokalnego i domowego, to bingo!

  • Pap to coś jak afrykańska mamałyga – biała, gęsta kaszka z mąki kukurydzianej, bez smaku. Ale z odpowiednim dodatkiem zamienia się w solidny fundament pod kulinarne szaleństwo. Wchłania sosy jak gąbka, a przy okazji syci na długo. Tani, wszechobecny, kochany przez wszystkich.
  • Chakalaka to już zupełnie inna bajka. Pikantna, warzywna, aromatyczna uczta. Fasola, cebula, papryka, marchewka, czasem pomidory, a wszystko to w sosie, który najpierw mówi „hej, jestem pyszny”, a chwilę później: „pali, nie?”. Taki afrykański bigos na sterydach z chili i curry.
  • Razem to danie, które zjada się z uśmiechem i potem jeszcze długo się wspomina. Zero nadęcia, maksimum smaku. W restauracjach podają to jako dodatek do mięsa, ale wielu lokalsów je pap z chakalaką solo – prosto z miski, czasem ręką, czasem łyżką, ale zawsze z radością.

Więc jeśli nie boisz się prostych rzeczy z duszą i ogniem , to właśnie to. Pap z chakalaka. Skromne, ostre i pyszne. Dokładnie tak, jak lubimy.

Braai

Różnego rodzaju mięsa przygotowane na południowoafrykańskim grillu "Braai"
Jedzenie w RPA bez klasycznego Braai odpada – to prawdziwa uczta dla oczu oraz dla brzucha / fot. AJ Paulsen z Getty Images (via Canva.com)

W Polsce grill to weekendowa rozrywka. W RPA to religia. Braai to nie tylko wrzucanie kiełbasy na ruszt, to cały styl życia, filozofia i najważniejszy pretekst do spotkania z ekipą.

Nie ma tu miejsca na węgiel z hipermarketu i plastikowy ruszt. Braai to ogień z prawdziwego drewna, solidny ruszt, a nad wszystkim czuwają domowi mistrzowie ceremonii. Każdy ma swój patent na przyprawy, marynaty i ten moment, kiedy przewrócić stek. Tego się nie uczy, to się czuje.

Co ląduje na grillu? Wszystko, co chodzi, biega lub skacze. Wołowina, kiełbasy boerewors, kurczak, żeberka, czasem ryba, a czasem… coś egzotycznego.

Do tego pieczone ziemniaki, sałatki, sosy, no i obowiązkowo – zimne piwko w ręce. Ale najważniejsze nie jest jedzenie. Najważniejsze jest to, że jesteś z ludźmi, śmiejesz się, coś skwierczy w tle i nikt się nigdzie nie spieszy.

Gdzie tego spróbować? W restauracji z otwartym grillem, u znajomych, na Airbnb z ogródkiem albo w specjalnych „braai spotach” w parkach. W RPA to normalne, że w środku rezerwatu są miejsca z rusztem, bo wiadomo, natura naturą, ale człowiek musi coś wrzucić na żar!

Sosy i przyprawy

Trzy papryczki Peri-Peri z RPA, w formie surowej
Jeśli lubisz pikantne akcenty, afrykańskie peri-peri to ikona kuchni RPA / fot. Capstoc z Getty Images (via Canva.com)

Jeśli jedzenie w RPA jest pyszne, to sosy są tym, co wbija smak na wyższy poziom. Możesz zjeść najzwyklejszy kawałek kurczaka, ale jak dorzucisz do tego peri-peri, to nagle jesteś w kulinarnej wersji „Fast & Furious”.

Co warto zjeść w RPA? Wszystko, co ma obok buteleczkę z ognistym dodatkiem!

Peri-peri

To pikantny klasyk. Chili, czosnek, cytryna, ocet i tajemna moc, która sprawia, że człowiek się poci, ale nie może przestać jeść. Jest w wersji łagodnej, średniej i takiej, przy której zastanawiasz się, czy na pewno masz kubki smakowe.

Idealny do grilla, frytek, ryżu, kanapki, a nawet do sałatki (jak lubisz ryzyko).

Chutney

Chutney, zwłaszcza ten z moreli, to drugi biegun: słodki, lekko korzenny, czasem z nutą imbiru. I tu uwaga: to nie dżem! To sos do mięsa, do curry, do wszystkiego.

Idealnie balansuje ostre dania i daje wrażenie, że właśnie jesz coś super egzotycznego, choć wygląda jak coś, co babcia trzymała w słoiku.

Poza tym wjeżdżają jeszcze mieszanki curry, przyprawy do biltongu, sosy BBQ z południowoafrykańskim twistem, a nawet oleje smakowe. RPA nie boi się przypraw, gdyż tutaj każdy kęs ma mieć charakter. Nawet jeśli to tylko tost z serem.

Desery i słodkości

Południowoafrykański deser Malva Pudding podany na białym talerzyku
Jeśli chodzi o desery z RPA, malva pudding to opcja obowiązkowa / fot. CarlaMc z Getty Images Signature (via Canva.com)

Myślisz, że Afryka to tylko mięso, przyprawy i ogień? Oj nie, nie. RPA wie też, jak dogodzić łasuchom. I to tak, że zjesz deser, rozepniesz guzik w spodniach i jeszcze zapytasz o dokładkę.

Co warto zjeść w RPA pod kątem słodyczy? Przede wszystkim: malva pudding i koeksisters.

Malva pudding

Malva pudding to wilgotna, karmelowa bomba szczęścia. Trochę jak ciasto, trochę jak budyń, a trochę jak coś, co wynaleziono specjalnie po to, żeby zapomnieć o wszystkich dietach.

Podawany na ciepło, z sosem śmietankowym albo lodami waniliowymi. Jeden kęs i jesteś gotowy oświadczyć się kucharzowi.

Koeksisters

Koeksisters z kolei wyglądają jak warkocze z ciasta smażonego na głębokim oleju, a następnie zanurzone w syropie cukrowym. Chrupiące na zewnątrz, lepkie w środku, totalnie nieprzyzwoite. Można się nimi upaćkać, zasłodzić, uzależnić i absolutnie nie żałować.

Oba desery są jak kulinarne „wow” – czyli proste, tradycyjne i robione przez babcie, które mają więcej talentu w jednym palcu niż niejeden szef kuchni z reality show. Najlepiej smakują w małych knajpkach, gdzie nikt nie żałuje sosu ani cukru, i gdzie nie pytają, czy chcesz wersję fit.

Coś wege i coś lżejszego

Wegetariańska sałatka podana na białym talerzu
Kuchnia RPA stara się również nie zaniedbywać wegan i wegetarian / fot. ninafirsova via Canva.com

Myślisz, że RPA to tylko mięcho, grill i biltong w każdej kieszeni? No to mamy dla Ciebie niespodziankę.

Co zjeść w RPA, jeśli jesteś wege albo po prostu masz ochotę na coś lżejszego? Tu mamy opcje sałatek z mango, awokado, orzeszkami i kolendrą. Do tego bataty pieczone, smażone, grillowane, albo puree. W każdej wersji są pyszne i trudno się nimi znudzić.

No i nie zapominajmy o daniach na bazie soczewicy, ciecierzycy, oraz fasoli. Są one mocno inspirowane kuchnią hinduską, pełne przypraw i smaku.

Na ulicach też się nie zgubisz. Samosy, rotis, bunny chow z warzywami, a nawet wege wersje chakalaki… wszystko to znajdziesz w budkach, food truckach i na lokalnych targach. Bez mięsa, bez nudy, bez bólu brzucha. A z mnóstwem satysfakcji.

Przeczytaj także: Co przywieźć z RPA?

W większych miastach opcje vege są już niemal wszędzie. A nawet w mniejszych miejscowościach wystarczy chwilka rozmowy, by dostać coś roślinnego, świeżego i pełnego lokalnego klimatu.

✍️ Autorem posta jest Matylda
Miłośniczka podróży z ponad czterdziestoma odwiedzonymi krajami oraz 8-letnim stażem w Egipcie. Do skrobania w internecie przekonałam się dopiero rok temu na swoim "egipskim" blogu, ale już teraz mogę powiedzieć, że kocham to co robię. Jak nie siedzę tutaj, działam w branży MLM, pieszczę swojego psa Henia i dokarmiam wszystkie bezdomne koty w okolicy.
Photo of author